Raperzy, którym coś nie wyszło – część 2

Opublikowano: 13/12/2019
Autor: Bartłomiej Kmieciak
Zdjecie newsa

W pierwszej części zestawienia raperów, którzy mieli szansę na wielką karierę, ale coś im nie wyszło wymieniliśmy Karwana, Kobrę, Gresa, Karwela oraz Numera Raz. Podczas naszej redakcyjnej burzy mózgów okazało się, że MC’s, których pochłonęła czarna dziura niepowodzenia jest jednak więcej i tak oto powstała druga część felietonu o raperach, którym coś nie wyszło.

HuczuHucz

Słuchacze lubią utożsamiać się z tekstami raperów. Szczególny rodzaj więzi tworzą zwłaszcza smutne teksty, przy których można wpaść w zadumę i z łezką w oku powiedzieć – „mam tak samo”. Lavoholics mówią, że nie ma rapu bez emocji i zdecydowanie tego samego zdania był HuczuHucz, do którego przylgnęła metka smutnego rapera. Swoją pełnoletność w 2008 roku Gdańszczanin uczcił pierwszym solowy nielegalem „Zabili mi DJ’a”. Kolejne lata przyniosły kolejne dwa nielegale i współpracę, m.in. z takimi raperami jak ikona stylu wolnego Te-Tris, popularni w tamtych czasach Raca i Rover, a także znana w późniejszym czasie ze współpracy ze Snoop Doggiem wokalistka Iza Lach. Jeśli ktoś w ramach nieoficjalnego wydawnictwa wykręca milionowe wyświetlenia swoich utworów to pewnym jest, że szybko zgłosi się po niego jedna z większych wytwórni. Swój legalny debiut HuczuHucz zaliczył w szeregach wytwórni Prosto w 2014 roku z płytą „Gdzie wasze ciała porzucone”. Warszawska muzyczna stajnia zadbała o to żeby ich podopieczny otoczony był odpowiednimi ludźmi, w związku z czym tym razem mógł już nawijać na produkcjach najlepszych producentów w kraju, takich jak BobAir, Odme, PawBeats czy 2sty, a na zwrotkach pojawili się Gedz oraz Wena. Całkiem niezłe wyniki sprzedażowe pozwoliły raperowi zadebiutować ze swoim albumem na 26 miejscu listy OLiS. Koncerty w całym kraju, gigantyczna popularność, świetlana perspektywa na kolejne wydawnictwo. Co było dalej? W zasadzie po pojawieniu się w 2015 w jednym kawałku na kompilacji „Prosto Mixtape IV” już nic. Ślad po Huczu się urywa, a w naszych głowach pozostaje pytanie, dlaczego mając na wyciągnięcie ręki murowany sukces, Gdańszczanin wsadził ręce w kieszeń, odwrócił się na pięcie i tyle go widziano?

Rover

Kielecka scena wydała kilku znanych raperów, wśród których zdecydowanie wypada wymienić Liroya, Borixona czy Tau. Wydała również rapera, który świetnie pasuje do naszego zestawienia, gdyż jego dynamicznie rozwijającą się karierę i coraz mocniejszą pozycję na scenie potwierdzały potężne liczby na YouTube i współpraca z coraz bardziej znanymi kolegami z branży. Domyślacie się o kim mowa? Mowa rzecz jasna o Roverze. Jego droga od nielegalnych wydawnictw do poważnej wytwórni trwała 5 lat. Rover wypuścił niezależnie 3 albumy, po czym wstąpił w szeregi labelu High Time, w ramach którego nagrał płytę „24”. Kariera Kielczanina nabierała coraz większego tempa i rok później zasilił szeregi Step Records, pod skrzydłami którego wypuścił kolejne 2 albumy, z czego ostatni zatytułowany „Słowoplastyka” uplasował się na 20 miejscu listy OLiS w marcowo-kwietniowym zestawieniu 2015 roku. Na tamten moment Rover miał na koncie 6 solowych albumów, współpracę z takimi artystami jak Planet ANM, Z.B.U.K.U., Chada, Cira, Pawbeats, SoDrumatic, Bobair czy Wdowa. Jego rapowa przyszłość wydawała się świetlana. Co zatem stanęło na drodze? Rover najprawdopodobniej zmienił priorytety i rap zszedł u niego na tor boczny, bo nie można powiedzieć, że zniknął totalnie. Raper spełniał się w międzyczasie w tworzeniu filmów oraz zrobił doktorat z filologii polskiej. Wypuszczone jednak w tym czasie „Narkolepsja EP” oraz „Puszka Pandory” zanotowały nieporównywalnie mniejszy odbiór niż wcześniejsze albumy. Rover co prawda mógł nie powiedzieć jeszcze ostatniego słowa, bo jednak kolejne kawałki jego autorstwa lub z jego udziałem wciąż się pojawiają, jednak obiektywnie patrząc, raczej nie zanosi się na to żeby reprezentant Kielc podbił scenę, czego oczywiście z całego serca mu życzymy.

PeeRZet

Kolejny raper w naszym zestawieniu to reprezentant truskulowego bastionu. Pochodzący ze Stalowej Woli PeeRZet przebył prawilną drogę od podziemia do mainstreamu. Jego przygoda z rapem rozpoczęła się w 2001 roku i systematycznie rozwijała się przynosząc coraz większą popularność oraz naprawdę imponujące skillsy. Na kultowych albumach „Hipocentrum” z 2008 roku oraz „Oficjalne otwarcie głów” Przemek rzucał wielokrotnymi rymami z niebywałą łatwością, a pancze z tych krążków do dziś pamięta zapewne wielu starszych słuchaczy. Nic więc dziwnego, że przez kolejne lata posypały się featuringi ze znaczącymi postaciami naszej sceny, a rok 2012 przyniósł w końcu album „Z miłości do gry” – legalny debiut w barwach prężnie działającego na tamte czasy Aptaun Records i dziewiątą pozycję na liście OLiS. Logicznym było więc wydanie kolejnej płyty pod skrzydłami Aptaun i tak też stało się 2 lata później, jednak „Doktor Majk” w całości na bitach TMKBeatz nie został już tak dobrze przyjęty jak poprzedni materiał. Powoli w rapie prym przejmowała nowa szkoła, a raperzy kojarzeni z bardziej klasycznym brzmieniem popadali w niełaskę. Szansa na powrót do gry w wielkim stylu pojawiła się jeszcze pod koniec 2017 roku, kiedy to PeeRZet w ramach składu Hipocentrum połączył siły z Bazim, Oxonem, Kojotem i TMKBeatz i wspólnie wypuścili album „Snap”. Pomimo odświeżonego brzmienia, bezsprzecznie wysokiego poziomu nawijki i wsparcia UrbanRec oraz Step Records, materiał nie zdołał jednak zapewnić ekipie stałego miejsca w mainstreamie. Od tamtego czasu brak wieści o planowanym kolejnym albumie z udziałem PeeRZeta. Raper pojawił się co prawda gościnnie na płycie Eripe oraz Psychopads, natomiast swój najlepszy czas zdecydowanie ma już za sobą i perspektywa nagłego sukcesu przy kolejnej płycie, wydaje się być mało realna.

Theodor

Theodor na rapowej scenie pojawił się na początku drugiego millenium, jednak szerszemu gronu słuchaczy dał się poznać jako prowadzący i biorący czynny udział w bitwach freestyle’owych. Wielokrotnie udowadniał, że potrafi składać rymy na wolno i zajmował wysokie miejsca krzyżując mikrofon z innymi tytanami stylu wolnego na bitwach w całej Polsce. Stał się jedną z ikon stylu wolnego, kiedy ten przeżywał prawdziwy rozkwit. Przyniosło mu to znaczną rozpoznawalność w środowisku, dzięki której jego rapowe poczynania zaczęły docierać do coraz szerszego grona słuchaczy. Ambicje Theodora zawsze wykraczały jednak szeroko poza rap. Warszawiak zajmował się, m.in. dziennikarstwem, pracą w sektorze finansowym i prowadzeniem własnych firm. W latach 2010-2014, kiedy reprezentował szeregi Alkopoligamii, wydawało się, że jego kariera wreszcie weszła na tor prowadzący go na szczyt, jednak tak się nie stało. Theodor opuścił za to wytwórnię i stał się uczestnikiem paru konfliktów, m.in. z Kubą Knapem, Tym Typem Mesem czy portalem streetwearhypeclub.com, który umieścił go w zestawieniu, pt: „Raperzy, którzy powinni dać sobie spokój”. Szum wokół niego kolejny raz jednak nie przełożył się na wzrost jego akcji w rapie. Theodor założył własne studio nagraniowe, od technicznej strony przyczynił się do powstania SB Maffiji, powołał do życia Warszawską Ligę Wolnostylową, zaczął podróżować, prowadzić klub muzyczny, trudnić się handlem i organizacją wydarzeń kulturalnych, szkolić z zakresu rozwoju osobistego i mentoringu, pisać książkę i aspirować do roli lokalnego radnego. Śmiało można więc stwierdzić, że nie parał się jak dotąd jeszcze tylko hodowlą jedwabników i może właśnie ten duży rozstrzał pól, na których działał i brak scentralizowania swojego skupienia na rapie jest powodem braku większego sukcesu, który z racji umiejętności, rozpoznawalności i całkiem niezłych pleców był na wyciągnięcie ręki.

WSZ & CNE

Czy można sobie wyobrazić lepsze okoliczności do osiągnięcia sukcesu w rapie niż połączenie dwóch raperów, którzy są znanymi osobistościami? Zamykający naszą stawkę duet udowadnia jednak, że nie wystarczy sama popularność. Wujka Samo Zło oraz Człowieka Nowej Ery kojarzy chyba każdy wyedukowany słuchacz rapu. Obu panów możemy śmiało zaliczyć w poczet prekursorów rapu, jak i stylu wolnego, z którego słynęli jeszcze w latach ’90. Uczestniczyli w legendarnej już Bitwie Płockiej, w której jako reprezentanci Gib Gibon Składu u boku Tedego zmierzyli się z ekipą Obrońców Tytułu, w skład której wchodzili, m.in. Eldoka i Pezet. W 2002 roku Warszawiacy zrobili kolejny milowy krok w swojej karierze i zadebiutowali albumem „Te-Rap-Ja” wydanym w wytwórni Warner Music Polska i na tym nie zamierzali poprzestać. WSZ i CNE stali się niejako twarzami polskiego rapu, kiedy ten wchodził na medialne salony. Dzięki swojemu pozytywnemu usposobieniu i nietuzinkowej osobowości byli zapraszani do audycji radiowych, programów telewizyjnych (m.in. talk show Kuby Wojewódzkiego), a w roku 2003 wystartował ich autorski program „Rap Kanciapa” w telewizji VIVA. W międzyczasie oczywiście powstawały nowe kawałki z ich udziałem we współpracy z najbardziej liczącymi się w tamtych czasach wykonawcami. W 2005 roku po przejściu do Wielkiego Joł wypuścili swój najbardziej znany album „Jeszcze raz”, a rok później przenieśli się z VIVY do MTV, gdzie zostali gospodarzami kultowej Rap Pakamery. Był to okres, na który przypadał szczyt kariery rubasznego duetu, jednak ich kolejny wspólny album nigdy nie powstał. WSZ czynił solowe ruchy, jednak boom na rap przyniósł całą masę nowych zawodników, którzy znacznie przewyższali umiejętnościami weterana sceny. Koniec końców WSZ i CNE dali sobie spokój z rapowaniem i między prawdą, a Bogiem nikt nie ma im tego za złe, bo do roli hip hopowych celebrytów mają dużo większe predyspozycje.

Powiązane:
Najnowsze newsy:
Komentarze: