Fabijańskiego nieudolny „Dirty Dancing”

Opublikowano: 09/06/2020
Autor: Bartłomiej Kmieciak
Zdjecie newsa

Sebastian Fabijański od jakiegoś czasu bardzo mocno próbuje sprowokować Quebonafide i zaczepia go w swoich kawałkach oraz wypowiedziach. O tym, że zachowanie to jest nie na miejscu, dali już aktorowi znać fristajlowiec Kałach oraz jeden z najlepszych polskich raperów, Tetris. Sam Quebo z kolei pozostaje niewzruszony. Zawodnik Asfaltu jednak nic sobie z tego nie robi i uparcie dąży do zwady, czego efektem jest wczorajszy nowy utwór, pt: „Dirty Dancing ps. Sory”.

W kawałku Fabijański zarzuca Kubie, że ten zawdzięcza swój wizerunek byłej dziewczynie, a teraz kiedy osiągnął ogromny sukces i sławę, żali się, że jest to ciężkie do udźwignięcia brzemię. Tylko czy jedynym czynnikiem, dzięki któremu założyciel QueQuality jest jednym z najpopularniejszych raperów w Polsce jest wizerunek? Drogi Sebastianie, specjalnie dla Ciebie zatem kilka słów wyjaśnienia, na czym, poza wizerunkiem, polega fenomen Quebonafide.

Po pierwsze i najważniejsze, Jakub Grabowski dobrym raperem jest #ferdydurke. Można jego styl lubić lub nie, ale odmawianie mu umiejętności jest zwyczajnym zaprzeczeniem faktów. Raper czuje się jak ryba w wodzie na bitach o każdym tempie, wie co to rymy wielokrotne i metafory. Nie każdy kawałek do nas trafia, a kawałek Meza i Libera „Aniele” zdaje się przy „Candy” być hardkorowy jak „Cop Killer” Ice-T’iego, ale absolutnie nie przekreśla to wcześniejszego dorobku Kuby.
Po drugie, Quebo ma za sobą lata podziemnych nagrywek. W tym czasie szlifował swój warsztat, powoli zdobywał aprobatę środowiska i z pewnością uczył się też pokory, którą ma w sobie do dziś i za którą z pewnością można go cenić. Przeszedł całą drabinkę kawałek po kawałku, bazując na swoim talencie i ciężkiej pracy. To jego środowisko, wywodzi się z niego.
Po trzecie zaś, Quebonafide to prawdziwy MC. Dajesz mu mikrofon, puszczasz bit, a on wie co z nim zrobić bez przygotowanego wcześniej tekstu. Ilu takich raperów mamy obecnie na scenie? Mamy wrażenie, że coraz mniej. Kuba uczestniczył w wielu bitwach wolnostylowych, podczas których niejednokrotnie udowadniał swoje umiejętności. W 2012 był nawet finalistą Wielkiej Bitwy Warszawskiej.

Aspirujący do bycia raperem Sebastianie, Twoje ataki są dla nas totalnie pozbawione sensu i podstawy. Zarzucasz Quebie bazowanie na wizerunku, podczas gdy wydeptał on sobie samodzielnie drogę na sam szczyt nagranymi albumami i zyskiwał szacunek słuchaczy udowadniając na co go stać w bitwach fristajlowych. Prawdę mówiąc, prędzej Tobie można zarzucić wykorzystywanie swojego wizerunku do zrobienia kariery w rapie. 'Aktor z filmów Vegi raperem’ – no, chwytliwe. Bądźmy obiektywni – rapujesz spoko. Absolutnie jednak nie możemy stwierdzić, że jest to coś nowego, innego czy wybitnego. Gdyby nie fakt, że jesteś aktorem i ludzie kojarzą Cię z kina, utonąłbyś w morzu innych spoko raperów. Zaczepianie rapera, którego albumy zdobywają status diamentowej płyty, podczas gdy samemu weszło się dopiero do korytarza sceny rapowej, jest albo desperacką i żałosną próbą nabicia sobie fejmu, albo oznaką małej obiektywności co do oceny swoich umiejętności względem szefa QQ. Szacunku na scenie nie zdobywa się pieniactwem. Przywaliłeś się do Bogu ducha winnego rapera, bo co? Bo Ci się nie podoba jego rap czy sposób promocji płyty? Brawo! Ciekawe jednak jak odnalazłbyś się w sytuacji, w której dostajesz do ręki mikrofon, DJ puszcza bit, a prowadzący mówi: „Minuta na temat 'CZARNO-BIAŁA PALETA BARW'”. Chcesz wojować, najpierw wystrugaj sobie oręż, tarczę i zbuduj armię, bo póki co, lecisz z gołymi pięściami na na flotę kosmiczną. Zrobisz sobie ała i tyle będzie. Po co Ci to?

Powiązane:
Najnowsze newsy:
Komentarze: