Historia poznańskiego freestyle’u – część 1: od lat 90. do 2005

Opublikowano: 05/11/2023
Autor: Jakub Sommerfeld
Zdjecie newsa

Polski freestyle na przestrzeni lat zmienił się diametralnie. Możemy zaobserwować to śledząc także bitwy na rymy w poszczególnych miastach. Odezwałem się do przedstawicieli różnych pokoleń z Poznania, aby opowiedzieli mi, jak walczyło się na rymy w latach 90., na początku lat 2000. i jak wygląda to dzisiaj. Rozłożyłem historię poznańskiego wolnego stylu na trzy okresy – lata 1998 – 2005, lata 2006 – 2014 oraz 2014-2023. Zapraszam do lektury!

Lata 90. i Alfred

Alfred to człowiek-legenda w Poznaniu. Jak sam mówi, zaczął słuchać rapu od mniej więcej 1987 roku, kiedy usłyszał kawałek Run DMC z Aerosmith. Tworzy od 1995. W latach 90. działał w zespole Fearless Bandits. Przełomem było poznanie Kalmara Nabank, który stał się dla niego rapowym mentorem. W 1998 roku nagrał dwa kawałki, które pojawiły się na składance “Gangsterskie Gówno vol.1”.

KMC i Masa pojechali do salki kreatywnej Alfreda, by w otoczeniu niesamowitej ilości (niepoliczalnych :D) magnetofonów, adapterów i innych grających sprzętów, posłuchać opowieści o początkach rapu w Poznaniu.  Jak wspomina sam Alf, pierwsze bitwy freestyle’owe odbywały się przede wszystkim na podwórkach i w domach. “Wystarczał nam mikrofon i jakiś mikser, ustawialiśmy się w trójkę lub czwórkę i uczyliśmy się rapować właśnie poprzez styl wolny. Wszystko nagrywaliśmy na taśmy. W przerwach oglądaliśmy teledyski na kasetach VHS i staraliśmy się naśladować naszych mistrzów, kopiowaliśmy wszystko – łącznie z ich gestami, bo przecież wtedy rap nie był w ogóle znany i dostępny. Ja miałem video z teledyskami z satelity dzięki mojemu wujkowi, który pracował w telewizji. Często wyglądało to też w ten sposób, że jeden z nas wystukiwał rytm na poręczy, a drugi do tego rapował. Nawijało się dosłownie o czymkolwiek, żeby szlifować technikę, żeby cały czas podnosić poziom. Rapowanie na konkretne tematy weszło dopiero później, razem z coraz głębszym poznawaniem kultury hip-hop.”.

Pierwsze imprezy hiphopowe w Poznaniu odbywały się na Targach Poznańskich, gdzie Alfred poznał mnóstwo ludzi ze środowiska na przykład Jazz Fuzz – jedną z pierwszych grup z Poznania. Jak wspomina Alf, grali tam również Peja z Decksem. W przerwach między koncertami tworzyły się kółka, gdzie każdy mógł zaprezentować swój styl wolny. “Kiedy w tamtych czasach mogłem dostać mikrofon do ręki, to był dla mnie po prostu koniec. To były dla mnie niesamowite emocje. Wykorzystywało się wszystko to, co siedziało w głowie. Nikt nie przejmował się tym, że coś mu nie wyszło lub że ktoś coś powtórzył. Rapować, pokazać się – to było ważne. To było bardziej na zasadzie cypherów, co chwilę kolejne osoby przejmowały mikrofon. Jednak tamte znajomości i atmosfera to była miazga, zapamiętam to na całe życie”.

Z lat 90. Alfred wspomina także imprezy na Dziedzińcu Zamkowym, Placu Wolności, w Eskulapie i później w Tropsie, gdzie także było sporo okazji do nawijania.

W 2001 roku powstało Underground Music Center – sklep z płytami założony przez Remika, Urbana i Magica, założycieli wytwórni UMC. Alfred był tam sprzedawcą. Niedługo później, bo w 2003 roku Poznaniak został twarzą Dobrego Adresu – kolejnego kultowego sklepu w stolicy Wielkopolski.Chciałem, żeby tam był mikser, gramofony, prasa, książki o hiphopie, różne płyty. Zapoczątkowałem takie akcje jak płyty tygodnia i miesiąca, ludzie przynosili mi swoje nielegale. Chciałem dać szansę pokazania się lokalnym raperom. Między innymi dlatego wprowadziłem tam cykliczne bitwy na wolno. A z resztą mikrofon w sklepie był dostępny zawsze. Włączało się bit i robiło spontany. Po jakimś czasie zrobiliśmy również większe bitwy, które poza mną sędziowali na przykład Mezo, Rhazi z Filadelfii, Peja lub Owal. Najlepsi wtedy byli Vito WS i Osi, którzy dali temu iskrę, pociągnęli to swoim poziomem” – wspomina. 

Pomogli Mezo i Eminem

Początki Osiego z wolnym stylem wiążą się z… radiem. W latach 2002-2005 Mezo prowadził świetną audycję z rapem w lokalnym radiu RMI FM. Członek zespołu Lajner puszczał tam zarówno amerykański, jak i polski rap, zapraszał wielu gości (przede wszystkim reprezentantów poznańskiej sceny) oraz organizował konkursy na freestyle przez telefon. Jednym z słuchaczy był właśnie Osi.
Pamiętam audycję, podczas której gościem Meza był Liber. Mezo puszczał bit, a ja rapowałem przez słuchawkę – wspomina Oskar. Inspiracją do ćwiczenia swoich umiejętności na wolno była także premiera filmu “8 mila”. Po jakimś czasie Poznaniak był już na tyle dobry, że został zaproszony do audycji jako gość.

6 czerwca 2003 roku Osi pierwszy raz wystąpił na bitwie, która odbywała się w sklepie prowadzonym przez Alfreda – w Dobrym Adresie. Udało mu się tam zająć trzecie miejsce. Podczas drugiej edycji, która odbyła się w listopadzie tego samego roku, Oskar był już pierwszy. W tamtych latach na bitwach najlepsi byli poza mną Vito WS oraz Pastor – prawie zawsze to my stawaliśmy na podium” – mówi Osi.

Dobry-Adres-Bitwa-Freestyle-foto-radek_k

Bitwa freestylowa w Dobrym Adresie – Autor zdjęcia: radek.k

Osi wspomina, że w latach 2003-2004  rymował w lokalnych klubach z reprezentantami poznańskiego podziemia – m.in. zespołem 217, Horym lub Waspem. Wtedy nie było tylu bitew co dzisiaj, trudniej było o publiczne występy lub treningi z kolegami. Jak sobie radził z tym Osi? Poznaniak pytał Peję, czy może wejść na support ze swoim wolnym stylem przed jego koncertem, podobnie kontaktował się z organizatorem koncertu Guru i właśnie w ten sposób mógł pokazywać się przed większą publicznością. Jego sukcesami były również koncert podczas WOŚP w Poznaniu dla tysięcy osób, występ w “Panoramie” lub w głównym wydaniu “Wiadomości” z Vitem WS, który spotkał się ze sporym zainteresowaniem. 

Oskar w Poznaniu był ścisłą czołówką i fristajlował bardzo dużo. Próbował swoich sił również poza Wielkopolską – wystartował w eliminacjach do WBW 2004 i zaprezentował się naprawdę nieźle. Potem odwiedzał również inne miasta. Jednak jak sam powiedział, zdecydowanie wolał lokalne bitwy – w Poznaniu czuł się najlepiej, a za granicami zjadała go trema.

Trema na szczęście nie zjadła Vita WS, który na WBW 2004 był krok od podium i któremu udało się tam pokonać (w grupie) Te-Trisa. Jak tego dokonał?

Vito WS – zawodnik, który przeszedł do historii WBW

U mnie zaczęło się to w liceum – w pierwszej klasie rymowałem sobie na przerwach, nawet nie będąc do końca świadomy, że to jest freestyle. Po prostu rymowałem z głowy o tym co widziałem, jakieś żarty o nauczycielach itp. Było to kompletnie amatorskie, ale kolegom i koleżankom i tak się podobało– wspomina z uśmiechem.

Vito w ogóle nie śledził bitew w Polsce. Jego pierwszą inspiracją, podobnie jak w przypadku Osiego, był film “8 mila”. Jak doszło do tego, że wystartował we wspomnianym już Dobrym Adresie? Oddajmy mu głos.W tamtym czasie pracowałem jako cieć na bramie. Mój kumpel-tancerz był wtedy w Okrąglaku i przyglądał się pierwszym starciom podczas tej bitwy. Zadzwonił do mnie i powiedział coś w stylu: 'stary, poziom jest słaby. Wiem, że potrafisz. Możesz śmiało przyjechać, wygrasz to. Jest do wygrania talon – tysiąc złotych na ciuchy’. To wtedy była naprawdę konkretna kwota. Długo się nie zastanawiałem, urwałem się z roboty i pojechałem jako totalny blady kot, który nie ma pojęcia czym są bitwy freestyle. Nigdy wcześniej tego nie robiłem w takiej formie. Wjechałem tam na pierwsze piętro, zobaczyłem Meza i Dużego Pe, którzy to prowadzili i… wygrałem. Podjar totalny”.

W Dobrym Adresie Vito poznał ludzi ze środowiska. Kilka miesięcy później odezwała się do niego na gadu-gadu Kada – redaktorka naczelna największej lokalnej strony poznanhiphop.pl. Napisała, że świeżo upieczony mistrz Poznania powinien reprezentować swoje miasto na najważniejszej bitwie freestyle w Polsce – WBW.

“Nigdy wcześniej nawet nie byłem w Warszawie. Pojechałem, stoczyłem tam kilkanaście walk i… wszystkie wygrałem. Miesiąc później zaproszono mnie na ścisły finał. Tam już było tylko ośmiu fristajlowców. Na każdych eliminacjach było około pięćdziesięciu zawodników, one odbywały się w czterech miastach, czyli na około dwustu startujących, szansę występu w finale miało tylko ośmiu– wylicza Vito.

W grupie Poznaniak spotkał Te-Trisa, Dużego Pe i Tybeta. Z Tybetem wygrali wszyscy w grupie. Z Tetem wiąże się kolejna anegdota – wszyscy znajomi Vita mówili mu, że to niesamowity kot, który go zje i że przed wyjazdem do stolicy musi go sprawdzić. Reprezentant Wielkopolski nie posłuchał porad, żeby się zbytnio nie stresować. Jak się skończyło? Vito dostał temat “marchewkowe pole”… “Stwierdziłem, że nawinę o marchewce w swoich spodniach” – wspomina. A z resztą, możecie zobaczyć to na poniższym filmie. Finał transmitowała Viva Polska.

Wszystko ułożyło się tak, że zarówno Vito, Tet, jak i Duże Pe mieli po 2 zwycięstwa. Dlatego przeprowadzono między nimi dogrywkę. Vito wypadł naprawdę dobrze, ale według jurorów to nie wystarczyło. Finalnie zajął 5 miejsce.

Rok później wystartował na Eliminacjach do WBW w Poznaniu, gdzie doszedł “jedynie” do półfinału. Wystąpił za to podczas WBW w beatboxie w 2005, czym zapisał się w historii – jako jedyny zawodnik zaprezentował się na finałach w tych dwóch dyscyplinach. W “pluciu do mikrofonu” zajął 8 miejsce.

Po WBW Witek jeździł na różne mniejsze bitwy, które po takich doświadczeniach, wydawały mu się banalne. Przez kolejne 2 lata wygrał mnóstwo turniejów. Około 2007 jego przygoda z wolnym stylem się zakończyła, kiedy zaczął jeździć na koncerty z Mezem i Ascetoholix. 

Jak “starszyzna” ocenia dzisiejszy freestyle?

“Wydaje mi się, że freestyle bardzo się skomercjalizował. Dzisiaj napisane, przygotowane wcześniej teksty są powszechne. Mało w tym wszystkim jest spontaniczności i prawdziwej improwizacji, jak to było przykładowo w 2003” – mówi Osi.

“Jeśli chodzi o technikę, o podwójne rymy, to wszystko poszło bardzo do przodu” – twierdzi Vito WS, który wspomina WBW sprzed kilku lat, podczas których był jurorem – “Chyba nie jest to żadnym sekretem, że na tle dzisiejszych zawodników nasze rymy były banalne. Patrząc na składanie rymów, większość współczesnych freestyle’owców by mnie zjadło. Z drugiej strony teraz sporo osób jedzie totalnie poza bitem – po prostu gada lub wrzeszczy, a my jednak staraliśmy się normalnie rapować. Mieliśmy po jednym lub dwa punche na wejście. A poza tym składaliśmy rymy na zadany temat, biorąc pod uwagę rytm. Dzisiaj chłopacy walą po 10 punchy z rzędu – wydaje mi się to abstrakcyjne, to jest kosmos. Nie wiem, czy oni się do tego przygotowują, ale nie chcę tego oceniać. Nawet pod wylosowane tematy rzucają niesamowite linijki. Bardzo cenię sobie takich zawodników jak Kaz lub Q-Key, którzy umieją rapować i robią show – ich bitwa z Poznania jest po prostu epicka”.

Vito mówi, że dostrzega również różnice pod względem atmosfery. W moich czasach istniały pewne zasady, które umarły wraz z rozwojem wolnego stylu. Gdyby w 2003-2004 ktoś pojechał po dziewczynie lub matce, to automatycznie miałby bana i dyskwalifikację. To było dla nas oczywiste, mimo że nie było żadnych oficjalnych regulaminów. A dziś jest to podstawą. Jeśli mam być szczery, świetnie sobie radziliśmy bez tego. Jako czterdziestoletni gość jestem tym zniesmaczony, uważam że to totalnie niepotrzebne. Jednak jeśli dzisiejsi zawodnicy nie mają z tym problemu, to pozostaje mi to jedynie szanować…

Nasze środowisko było wtedy znacznie mniejsze niż dzisiaj. Wydaje mi się, że nieco bardziej się szanowaliśmy, że było między nami więcej uśmiechu i luzu. Chociaż oczywiście nie chciałbym generalizować”. 

Tak wyglądał freestyle w Poznaniu od lat 90. do 2005. A jak było w kolejnych latach? Już dzisiaj zapraszamy do przeczytania części 2 artykułu, która pojawi się na naszym portalu równo za tydzień. 

Autor: Jakub Sommerfeld – www.facebook.com/jakubsommerfeldautor)

(Fot. główna: zdjęcia pochodzą z prywatnego archiwum Vito WS – dziękujemy za udostępnienie)

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Powiązane:
Najnowsze newsy:
Komentarze: