„Piosenka powinna być czymś więcej niż kolejną opowieścią o sobie” – wywiad z Łoną

Opublikowano: 07/12/2023
Autor: Jakub Sommerfeld
Zdjecie newsa

Jak Łona podchodzi do łatki „rapera-intelektualisty”? Co było najtrudniejsze w rozmowach z taksówkarzami? Czy jakaś dobra historia nie weszła na „Projekt Taxi”? Jakie rozmowy są najciekawsze? Jaki Łona ma problem ze słowem „czaisz”? Odpowiedzi na te pytania, a także na wiele więcej, znajdziecie w naszej rozmowie.

Jestem fanem wywiadów z raperami, co średnio podoba się mojej żonie, kiedy odpalam je podczas wspólnych śniadań. Obejrzałem chyba wszystkie rozmowy z Tobą po premierze “Taxi”. Dziennikarze (przede wszystkim ci z mediów, które nie są typowo hiphopowe) często przedstawiają Cię jako rapera-intelektualistę. Właściwie nawet w czasach, w których media traktowały raperów kompletnie niepoważnie, Ciebie i Fisza przedstawiali w ten sposób. Domyślam się, że to lepsza łatka niż “raper-głupek”, ale ciekawi mnie, jak do tego podchodzisz?

Podziwiam twoją żonę, że znosi te codzienną dawkę wywiadów z raperami — przecież to jest nie do wytrzymania na dłuższą metę. Co do łatki inteligenta: słyszę to tak często i od tak dawna, że sam już zacząłem w to wierzyć. A to oczywiście nieprawda. A przynajmniej nie cała, bo to, że ktoś pochodzi z inteligenckiego domu, to nie jest 100 procent jego osobowości. Istnieją również inne rzeczy, np. żeby daleko nie szukać cały ten bagaż rapowy. Staram się być — wiadomo; w granicach rozsądku — prawdziwy w tym co robię, a że naprawdę jestem z inteligenckiego domu, to pewnie gdzieś to pobrzmiewa w tych tekstach. No, ale to że człowiek wyrastał w latach ‘90 i był otoczony rapem, to już nie jest inteligenckie; to jest uniwersalne i ogólne. Więc czy raper inteligencki może się jarać — no, zostańmy już w tych latach ‘90 — zespołem Onyx? Czy to się mieści w inteligenckim etosie? Czy tuż po tym, jak się skończy „Małą apokalipsę” można słuchać “Bacdafucup”? Moim zdaniem jak najbardziej tak, ale to też pokazuje, jak bardzo złudna jest taka etykieta.

Wydaje mi się, że tak naprawdę sporo polskich raperów pochodzi z inteligenckich domów. Chociaż z drugiej strony, jak przypomnę sobie początek lat 2000, kiedy pierwszy raz w telewizji publicznej pokazywano “Blokersów” i kiedy moja mama pytała mnie, czy ja naprawdę tego słucham i tym żyję, to też tłumaczyłem jej, że są Fisz i właśnie Łona i że to nie jest tak, że żeby rapować musisz być na końcu łańcucha pokarmowego lub ginąć za puszkę w ręku.

I co uspokoiłeś ją tym? Czy twoja mama się jednak wciąż obawiała tej muzyki? Albo inaczej: czy po latach nie przyznajesz jej racji?

Z tego co pamiętam, to nie udało mi się jej przekonać. Dzisiaj kiedy sam jestem ojcem, chyba podchodzę do tego inaczej. Jednak prawda jest taka, że byłem wtedy uczniem gimnazjum i uważałem “Blokersów” za wielkie kino – nie byłem zbyt mądry. Dopiero w liceum zorientowałem się, że ten film nie ma ani montażu, ani fabuły, ani sensu.

Ja myślę, że Latkowski wyrządził „Blokersami” krzywdę obrazowi polskiego rapu. Bo ten film jest zrobiony mocno po łebkach i na skróty. A z drugiej strony myślę sobie, że nie ma nic złego, w tym, że młody człowiek ogląda “Blokersów”. Bo jeden film nie zrobi ci krzywdy, jeśli obok niego masz jeszcze wiele innych źródeł, z których czerpiesz informacje o rapie. Tak było u mnie, i zakładam że u ciebie też, skoro dziś jesteś w blenderrap. Wydaje mi się, ale popraw mnie, jeśli się mylę, że stoi za tym pewna różnorodność źródeł poznania.

Na pewno słuchałem wcześniej też mnóstwo jeszcze gorszych rzeczy, tylko że nikt się nie zorientował. Jednak to prawda, że bardzo zależało mi na poznawaniu tej kultury i poszerzaniu swojej wiedzy na temat zagranicznego rapu. Mogę źle to pamiętać, ale wydaje mi się, że wtedy większość z nas miało takie podejście. Teraz kiedy powiedziałeś, że słuchasz muzyki Little Simz, Noname lub Ryfy, pojawiły się komentarze, że jesteś simpem. Wszystko wywołało większą dyskusję i sprowokowało Mateusza Nataliego z Popkillera do napisania felietonu. Widziałeś to?

Co do tych komentarzy — zawsze mnie bawili mężczyźni, którzy boją się kobiet. Żal mi takich facetów. Prawda jest taka, że Little Simz, Noname lub Leikeli47, a w Polsce Ryfa to są super raperki. To nie jest kwestia płci, tylko wersów i zajebistej nawijki.

Ja nie mam zamiaru polemizować. Czy masz jakiś temat rozmowy, który Cię tak rozpala jak pana Darka wędkarstwo?

Tak, myślę, że tak. Rzadko mam okazję do takich rozmów, ale są takie tematy, że jak mnie zagaisz, to po prostu nie przestanę gadać. Ale to są jakieś niszowe tematy, nie wiem, o rosyjskich reżyserach albo o jakichś absurdalnych meandrach prawa autorskiego…

Jeżeli chodzi o prawo, interesuje mnie temat na czasie – ostatnio pan Artur wygrał odcinek 1z10 z rekordową liczbą punktów, zdobył ich ponad 800. Można powiedzieć, że jego twarz stała się viralem – pojawiła się na naprawdę wielu profilach w social media, z jego wizerunku korzystały z niego również firmy. Czy tego typu real time marketing jest zgodny z prawem?

Nie. Nie znam sprawy, ale na pierwszy rzut oka wygląda to przede wszystkim na naruszenie prawa do wizerunku.

Przejdźmy proszę do projektu “Taxi”. Co było dla Ciebie najtrudniejsze podczas rozmów z taksówkarzami?

Tak naprawdę wyłowienie z tych wszystkich rozmów czegoś ciekawego. Na początku mnie drażniła ta niepewność, że gadamy oto już dwie godziny z jednym kierowcą, a ja nadal, kurwa, nie widzę tu niczego ciekawego; nic, o czym można by pisać. Aż zdałem sobie sprawę, że nie ma się co śpieszyć. Czasami wracałem do dialogów, które prowadziliśmy z Zuzą Głowacką (producentką wykonawczą albumu), innym razem słuchałem rozmów, które Zuza przeprowadziła sama. Z niektórych rozmów nic nie wynosiłem, z innych jedynie powidok, z jeszcze innych jakiś mały pomysł.

Jednak to nigdy nie było tak, że od razu bezpośrednio po konwersacji doznawałem niezwykłego olśnienia, przychodziła do mnie wena i wiedziałem co robić. To też dlatego, że jestem cholernie ostrożny przy tym procesie; moją pewnie największą zaletą — i przekleństwem — jest to, że rzadko ulegam pierwszej pokusie. Raczej czekam na taką, która wyda mi się ciekawa. Zależało mi, żeby znaleźć coś intrygującego, nie w takim sensie, że tego jeszcze nie było — bo wszystko już było — ale możliwe, że nie było tego w takim ujęciu.

Na koniec dnia chodzi o to, żebym pracując przy tym po prostu nie umarł z nudów i żebym się dobrze bawił. A że jestem wybredny, to szukanie pomysłu trwa wieki. To jest zawsze szukanie, przebieranie, odrzucanie, skreślanie, upewnianie się, czy na pewno już tego nie było albo co gorsze – czy na pewno już tego nie mówiłem, na którejś z naszych 170 poprzednich płyt. Jak już skreślę te wszystkie rzeczy i to się od biedy zgadza, to dopiero w to brnę.

Łona - fot. Tomasz Kajszczarek - 2

Czy była jakaś pierwsza pokusa, o której warto by było wspomnieć? Czy pojawiły się ciekawe historie, których nie przeniosłeś na płytę, bo były na przykład zbyt osobiste i ktoś mógłby się obrazić?

Starałem się nie przedstawiać nikogo aż tak bardzo, żeby dało się go zidentyfikować. Może wyjątkiem jest “Kolęda”, ale tutaj nie miałem wyjścia, bo jakby zabrać z tej historii szczegóły, to niewiele zostaje. Dlatego godzę się z tym, że bohaterowie się w tym odnajdą; mam nadzieję, że ten obraz nie wyszedł mi nieprawdziwy.

Słyszałem taką opowieść taksówkarza, który odwoził na lotnisko polskiego emigranta, na co dzień mieszkającego w Stanach. To był ostatni kurs tego pasażera w naszym kraju – był śmiertelnie chory, przyjechał pożegnać się z ojczyzną. Traktował to do tego stopnia poważnie, że wszystkie polskie pieniądze oddał taksówkarzowi. Niby szczegół, ale w taksówkarskim świecie raczej nie umknie. Próbowałem jakoś podejść do tej historii, ale nic z tego nie wyszło.

Pewnie trudno byłoby tu uniknąć patosu.

Otóż to. Było jeszcze pewnie parę takich przypadków, gdzie zabrakło mi pomysłów, jak zamienić daną opowieść w piosenkę.

Bardzo poruszył mnie utwór “10 pytań”. Wiem, że to pytanie może być nie na miejscu, bo mógłbym spytać tutaj o coś mądrzejszego, ale nie mogę się powstrzymać. Poza tym chyba nikt inny w wywiadzie jeszcze o to nie spytał – liczyłem kilkukrotnie i zawsze wychodzi mi tych pytań dziewięć.

Aaaa, wiedziałem, że tu będą kontrowersje. Ale nazwę wymyśliłem dopiero na końcu, jak sobie wszystko policzyłem. Pewnie chodzi o ostatnie pytanie: kiedy ostatni raz gadał z bratem, to będzie gdzieś przed dwoma ostatnimi wersami. Nawet miałem pomysł, żeby na geniusie powiesić wersję ze znakami zapytania w nawiasach, ale w końcu pomyślałem: a, niech sobie liczą sami.

Jest taka pasta o taksówkarzach i o uberowcach – w uberze słyszysz jedynie przywitanie, odgłosy radia i silnika, pożegnanie oraz odgłos wystawianych pięciu gwiazdek. Z kolei w taksówce słyszysz od kierowcy kogo to on nie wiózł, jak doradził aktorowi jak powinien coś zagrać i czego on to nie zrobił 20 lat temu. Cały przejazd to nieustający monolog. Czy faktycznie zauważyłeś taką różnicę? W taksówkach było łatwiej o inspirację niż w uberach?

Brzmi to jak komunał, ale za każdym razem mamy do czynienia z ludźmi. Z taksówkarzami można odbyć uroczy, językowo porywający small talk – czasami z ich ust padają naprawdę wielkie zdania. Na naszym albumie jest takie stwierdzenie: “Zawód taksówkarza jest bardzo fajny, tylko czasami okoliczności są niesprzyjające”. A innym razem to kolejna opowieść, spod znaku: kogo to słynnego wiozłem, i że był chujem albo że był sympatyczny. Może dla niektórych to jest ciekawe. Dla mnie to nie, bo słyszałem takich historii mnóstwo – każdy taksówkarz miał podobny epizod, na dłuższą metę to jest nudne.

Podobnie rozmowy w taksówce o polityce – dialog dwóch osób, które się zorientowały, że są z tej samej bańki albo przeciwnie – swego rodzaju starcie dwóch obozów. To sprowadza się do wymiany pasków z TVN i TVP.

A gdzie jest ciekawa rozmowa? To się zdarza i w taksówce, i w uberze – tu faktycznie rzadziej, bo mniej jest okazji do pogawędek, nie ma tego pretekstu, gdy taksówkarz cię pyta o adres, a ty mu odpowiadasz, nie ma w zasadzie nawet okazji do przywitania, możesz w ogóle się nie odzywać. Wyjąwszy to – z każdym z kierowców można odbyć ciekawą konwersację. To nie zawsze musi być wielka rozmowa o życiu w stylu tej o pasażerze, który przyleciał do Polski się pożegnać. Równie dobrze to może być bardzo mała, kameralna rozmowa, w której pojawi się coś niewielkiego, ale prawdziwego.

Tak było z tym Ukraińcem z “10 pytań” — wsiedliśmy do tej taksówki we trzech, z Krzysztofem Kizewiczem i Franzem Faworkiem, przypadek sprawił, że ja usiadłem z przodu. Na desce rozdzielczej było pełno flag ukraińskich i zacząłem o tym gadać z kierowcą. Naprawdę nie spodziewałem się, że to wszystko tak się potoczy. Nigdy nie wiadomo, kiedy od small talku dojdziesz do niezwykłej rozmowy o życiu. Bo on przecież właściwe mi podał suche fakty, ale widać było, że strasznie to przeżywa.

Nie dziwię się. Jak się okazuje, podróż taksówką może być niesamowicie inspirująca. A czy myślałeś może nad innymi grupami społecznymi, nad którymi mógłbyś się pochylić, tworząc tekst do piosenki? Czy Twoja praca prawnika mogłaby zainspirować Cię na tyle, że potrafiłbyś przerobić swoje doświadczenia z kancelarii na utwory?

Wydaje mi się, że nie. W pracy prawniczej miewa się do czynienia z problemami ludzkimi, z wielkimi emocjami. Ale jednak najczęściej wieje nudą. A może za głęboko w tym siedzę i za bardzo mi to wszystko spowszedniało. A w pracy taksówkarza jest coś niezwykle romantycznego, słusznie to zauważyła Zuza. Weźmy tego taksówkarza, który jeździ nocą po różnych miastach – czy to jest Robert De Niro w “Taksówkarzu”, czy to są ci wszyscy taksówkarze u Jarmuscha – też przecież w nocy jeżdżący po Ziemi. No i w ogóle ta cała kwestia drogi, bycia cały czas w ruchu. Myślę, że to jest jednak daleko bardziej inspirujące niż siedzenie za biurkiem i pisanie pozwów.

Kiedyś pracowałem jako listonosz i było to bardzo inspirujące – wydaje mi się, że byłem wtedy zdecydowanie bardziej kreatywny i twórczy, niż kiedy zacząłem pracę w agencji reklamowej w tzw. branży kreatywnej lub potem w korporacji w dziale marketingu.

Jesteś z Poznania. Pracowałeś tam, gdzie Laskowik?

Dzisiaj mieszkam w Bielsku-Białej, ale faktycznie to moje miasto rodzinne i mało tego – przez pewien czas pracowałem na tym samym rejonie, gdzie pan Laskowik. Codziennie ktoś mi mówił, że to kiedyś był jego teren. Na początku było to ciekawe, ale później jak słyszałem to setny raz, to średnio mi się to podobało. Szczególnie, że zacząłem to odbierać na zasadzie: “panie, tu kiedyś chodził sam Laskowik, a teraz jakiś listonosz z dupy jak pan”. W każdym razie wracając do wątku – figura listonosza jest chyba też całkiem ciekawym tematem do filmów lub do literatury.

No to jaka jest twoja ulubiona postać listonosza z filmów?

To co przychodzi mi do głowy to “Jeszcze dalej niż północ”, film “Listonosz” z 1994 roku oraz animacje “Klaus” i “Mary i Max”, gdzie może figura listonosza akurat nie jest ważna, ale film opowiada o przyjaźni nawiązanej dzięki listom.

A kojarzysz “Co mi zrobisz jak mnie złapiesz” Barei? Tam jest taki klasyczny listonosz-podrywacz, który otwiera drzwi i pokojówka go chwali w stylu: „o, jaki opalony!”, a on na to odpowiada: “I to na całym ciele. Mogę pokazać”.

Poza listonoszami i taksówkarzami inspirujący mogliby być również barberzy/fryzjerzy.

Ten temat z taksówkarzami wyszedł trochę przez przypadek. To nie było tak, że ja myślałem: “cholera, o jakiej grupie zawodowej by tu zrobić koncept album”. Pomysł zamknięcia się w świecie taksówkarskim i opowieści o taksówkarzach to idea Zuzy Głowackiej, która nas wszystkich do tego projektu zaprosiła. Tylko ja tam nie przyszedłem robić płyty, po prostu wszedłem do projektu, zaciekawiony tym wszystkim. A pomysł na album pojawił się dużo później.

Jeśli mowa o koncept albumach – masz jakąś ulubioną płytę tego typu?

Wiadomo, Bocconi EP.

Niestety nie słuchałem.

Nie no Kuba, to jest niemożliwe. To jest najlepsza rzecz, która się wydarzyła w ostatnich 10 latach w polskim rapie: koncepcyjny album o romansie z twoją starą. Poważnie; Bokun się posługuje właśnie formułą „twojej starej”. I tam jest cała historia – od poznania, przez początki, pierwsze kłopoty, kredyty, zawał, aż po powrót męża wybranki narratora. To jest koncepcyjny album tysiąclecia. No bo powiedz, ile znasz numerów, których przez regularne słuchanie nauczyłeś się na pamięć? A tu proszę, sam parę razy widziałem zgraję najebanych znajomych, którzy unisono nawijali przy barze refren do „No to jak?”. A z kolegami z Kinomotiv właściwie rozmawiamy cytatami z tej płyty. Ostatnie numery, których nauczyłem się tak dobrze to “Skandal” Molesty. A przy Bocconim EP ilość powtórzeń to jedno, a drugie to zachwyt, że to jest tak świetnie zrobione i dowcipnie napisane.

Namówiłeś mnie, na pewno sprawdzę. Paweł Bokun jest w ogóle mocno niedoceniany. Oglądając wywiady z Tobą, widać Twoje zamiłowanie do “Skandalu”. Sam bardzo lubię follow-upy, to chyba mój ulubiony środek artystyczny w rapie. Czasami używam ich w domu, co również nie podoba się mojej żonie.

Mi się też zdarza w domu zagaić czymś z Molesty, ale w odpowiedzi słyszę od żony: „Tak, tak. Weź, zadzwoń sobie do Rymka.” A twoja żona nauczyła się końcówek wersów?

Często nie rozumie co mówię i prosi bym powtórzył, a potem mówi, że żałuje, że spytała. Ty chyba najczęściej nawiązujesz właśnie do Molesty…

Tak, najczęściej jest to Molesta, ale jak ktoś do mnie powie “czaisz?”, to nie umiem nie dopowiedzieć: “żaden z moich ziomów nie ustawia się na szachy”, i dalej popłynąć w „Szósty zmysł”. A równie często, co Molestę przywołuję Wzgórze. W ogóle Wzgórze jest chyba nieco po macoszemu traktowane przez historię, a ta płyta też przecież jest legendarna, kultowa i też siedzi w naszych głowach głęboko jak sim w Ericssonie, że nawiążę do innego klasyka. Myślę, że pierwsza Molesta i pierwsze Wzgórze to są dwa kamienie milowe, dwie nogi na których stoi polski hip-hop, bo to one odpowiadają za wspólną mapę skojarzeń dla osób w okolicach czterdziestki. Przecież wiadomo, co mi odpowiesz, kiedy zacznę: “stanąć na rozpoznaniu w jednej linii”.

Wypuścili wszystkich, okazali się niewinni. Ale ja chyba przez to, że jestem z Poznania geograficznie, częściej niż do Molesty nawiązuję do lokalnych płyt, bo właśnie ich słuchałem w młodym wieku najczęściej i w ten sposób częściej mówili moi znajomi. Dlatego mi bardzo trudno powiedzieć na przykład “jarzysz” bez “jarzysz jarzysz kurwa jarzysz” lub po stwierdzeniu “co za upał” nie dodać “mokre spodnie”. Chociaż oczywiście nie da się rozumieć polskiego rapu bez “Skandalu”.
Twoje albumy również były istotne dla historii polskiego rapu. Wydaje mi się, że masz niezwykle równą dyskografię. Czy masz swój ulubiony własny album i taki, z którego dzisiaj nie jesteś zadowolony?

Nie jestem obiektywny – zawsze najbardziej zadowolony jestem z ostatniego. Mam najwięcej mięty do nagrań z TAXI, jeszcze mi się nie znudziły. Jeżeli miałbym w tym momencie wskazać jakiś album, który mi się podoba z tej naszej Łono-Webberowej dyskografii, to miałbym problem z jednym. Raczej zrobiłbym sobie playlistę. Ocaliłbym może z siedem piosenek, które są dowcipne. Albo kierowałbym się raczej powodami muzycznymi, zwróciłbym uwagę na bit lub sposób nawijania. Z “Końca żartów” ocalałaby pewnie jedna piosenka, a z “Nawiasem mówiąc” więcej. Odpowiadam ci na pytanie, ale ja kompletnie się nie nadaję, żeby oceniać swoje rzeczy. One powstają z tego, czego mi brakuje w danym momencie i czego sam najchętniej bym słuchał. To jest trochę odzwierciedlenie mojego gustu, który przecież też mocno ewoluuje i obecnie jest mniej więcej taki jak w “Taxi”.

Ciekawi mnie, jaki byłby ten jeden ocalały utwór z “Końca żartów”?

Najbardziej z tej płyty lubię “Bądźmy poważni” – piękny instrumentalny skit.

(śmiech) Jesteś wybitnie krytyczny wobec siebie. Wydaje mi się, że jak na rapera, który wypuścił tyle utworów, słuchacze wiedzą stosunkowo mało o Twoim życiu prywatnym. Pomyślałem o tym, kiedy powiedziałeś, że nie przypuszczałeś, że mógłbyś się tak otworzyć jak w utworze “Jedziesz”. Wiem, że każdy twórca tak naprawdę w jakimś stopniu pisze o sobie. Jednak u Ciebie nigdy nie widziałem tego, co często zauważam u innych polskich raperów – ich teksty są bardzo “wprost” autobiograficzne, czasami wręcz ekshibicjonistyczne. Przykładowo dzięki ich kawałkom wiem, że VNM nie miał łazienki, wiem jaki zawód ma ojciec Mesa, wiem nawet że pies Bedoesa ma na imię Gustaw, kto miał problemy z używkami, co się dzieje w ich związkach itp.

Sporo robię, żeby nie epatować życiem prywatnym, a z drugiej strony cały czas do niego sięgam i korzystam z osobistych doświadczeń. W “No akomodejszon” jest tak naprawdę kawał opowieści o moim życiu rodzinnym. W “Jedziesz” mierzę się z własnymi lękami – w gruncie rzeczy zupełnie otwartym tekstem. Choć nie mam większej ochoty mówić o sobie wprost, bo traktuję piosenkę jako pewną zakodowaną informację. Jako słuchacz dość mam mówienia o emocjach wprost – nudzi mnie to niemożliwie. Piosenka powinna być czymś więcej niż kolejną opowieścią o sobie.

A już poza wszystkim: im mniej mówisz, tym więcej mówisz.

Myślę, że dla wielu słuchaczy takie opowieści są ciekawsze i bardziej uniwersalne. Widziałem, że “Taxi” pojawiła się bardzo wysoko na OLiS – debiutowaliście na drugim miejscu.

To jest bardzo miłe, ale nie sztuka trafić na jedynkę OLIS, sztuką jest się tam utrzymać. A ta płyta pewnie nie będzie królową sprzedaży, wiedzieliśmy zresztą o tym od początku. I tak jesteśmy bardzo zadowoleni z jej odbioru, mamy komplety na koncertach. Jednak nie zapominajmy, że to co robimy jest niszową muzyką i to nigdy nie będzie mainstream. I bardzo dobrze.

Na tle polskiej sceny hiphopowej wyróżniają się też Wasze teledyski. Chciałbym dopytać o obrazy do utworów “Kocyk” i do “Bym poszedł”.

Teledysk do “Kocyka” stworzyli Kuba Baniak i Wojtek Siejak – znakomici animatorzy związani z poznańskim Uniwersytetem Artystycznym. Weszli w to jak w masło, a nam bardzo spodobała się przedstawiona przez nich koncepcja i to, że są twórcami z pogranicza – dość śmiało mieszają animację tradycyjną i komputerową. Ten teledysk to częściowo zdjęcia, które zostały poddane animacji, a czasami jest to animacja par excellence. Niektóre fotografie zostały zrobione w klasycznych taksówkarskich miejscówkach w Poznaniu, takich jak na przykład Bar u Gosi.

Z kolei “Bym poszedł” to współpraca z Krzysztofem Kiziewiczem. Jedna sprawa, że się przyjaźnimy od 20 lat. Ale druga, że to wspaniały, odnoszący wielkie sukcesy twórca filmowy. Ten typ człowieka, który zawsze działa na własnych warunkach, zawsze jest w stanie mówić swoim językiem, nawet kiedy działa w niesprzyjającym terenie, np. w branży reklamowej. Wiele lat współpracowaliśmy w Babigoszczy w Monarze na warsztatach organizowanych przez Jesza z 21NADOBE, taki np. „Mrok” to się broni do dzisiaj. Krzysiek był też współreżyserem klipu do utworu “Kaloryfer”. Od dawna chciałem z nim zrobić coś w ten sposób, żeby od początku do końca wziął to na siebie, zajął się reżyserią i trzymał kontrolę nad każdym etapem produkcji. Tu właśnie tak było i bardzo się jaram, że to się udało.

Z Mieczysławem Hryniewiczem poznaliśmy się w 2020 roku, w ramach tego pierwotnego „Projektu TAXI”. Po tej rozmowie napisałem “Bym poszedł”; wyszedłem z tego spotkania zły na taksówkarzy. Pan Mieczysław wcale się nie żalił, nieledwie o tym wspomniał, ale na pytanie czy jest wożony za darmo odparł, że miał tylko jeden taki kurs w życiu. Aktor grający najsympatyczniejszego, zawsze pomocnego taksówkarza, a tu okazuje się, że zamiast pochwał za bycie ambasadorem tego zawodu słyszy: Panie, taki taksówkarz to by dnia nie przeżył…

Zależało nam na tym, żeby w “Bym poszedł” pan Hryniewicz nie grał Jacka Żytkiewicza ze “Zmienników”, żeby mógł zbudować swoją rolę w zupełnie nowy sposób. A że to znakomity aktor, to całość wyszła lepiej niż myśleliśmy. I pan Hryniewicz nie jest tam ani „Zmiennikiem”, ani tym bardziej Ziębą z “Na wspólnej”. Ja to nazwisko poznałem dopiero po premierze “Bym poszedł”. Nie wiedziałem, że ono istnieje w przestrzeni publicznej i popkulturowej. A jednak, wychodzi, że “Na wspólnej” to jest duża rzecz, zresztą momentami znakomicie napisana.

Z “Na wspólnej” kojarzę tylko pana Romana i Wujka Samo Zło.

Wujek Samo Zło, Wujek Samo Zło, Wujek Samo Zło, wyciska z siebie rymy, jak wszystkie soki z cytryny, więc nie rób dzieciaku zajebiście kwaśnej miny.

(Nie pamiętałem, ale sprawdziłem sobie podczas przepisywania wywiadu – to ten track, a przywołany tekst rapował Wzorowy – przyp. red).
Wracając jeszcze do “Bym poszedł” – mówisz, że inspiracją do powstania tego utworu była złość na taksówkarzy. Wiem też, że mówiliście, że Waszym celem nie było zrobienie pozytywnego PRu przedstawicielom tego zawodu. Jednak słuchając projektu “Taxi” jako całość, masz dla nich mnóstwo wyrozumiałości. A w takich utworach jak “Kocyk”, “Kimaj” lub “Pan Darek” jest tyle ludzkiego dobra, że kiedy słuchałem ich pierwszy raz, byłem wzruszony.

Przy „Bym poszedł” chodziło też o to, co się działo na Marszu Kobiet w Warszawie — i o tę zupełnie skandaliczne zachowanie policjantów, i o naszą obojętność. A do taksówkarzy rzeczywiście nabrałem mniej jednoznaczny stosunek, bo zaczynałem od nieufności i stereotypów. A wyszło jak zwykle: że to często fajni, normalni ludzie, przepracowani i po ludzku zmęczeni, ale z całą pewnością godni zainteresowania.

Na koniec prosiłbym Cię jeszcze o jakieś “polecajki” kulturowe. Co teraz czytasz?

“Polanim” Karoliny Przewrockiej-Aderet o polskich Żydach, którzy budowali Izrael. Super ciekawa rzecz. Poza tym czytam “Ten się śmieje, kto ma zęby” Zyty Rudzkiej – dostała za to Nike. Kurwa, jak to jest napisane! Poza tym jak gdzieś jadę, a jeżdżę ostatnio dużo, słucham “Pana lodowego ogrodu” Grzędowicza – bardzo wciągająca rzecz. Wracam także cały czas do książki “Niechciani nielubiani” – to historia warszawskiego rapu napisana przez Filipa Kalinowskiego. A ty co czytasz teraz?

“Chłopki” Joanny Kuciel-Frydryszak – ten głośny reportaż. Ostatnio czytałem sporo reportaży – “Chłopcy. Idą po Polskę” Kąckiego oraz kilka pozycji z wydawnictwa “Czarne”, m.in. “Szatan w naszym domu” i “Biedni w bogatym kraju. Przebudzenie z amerykańskiego snu”. Z poezji polecam Piotra Macierzyńskiego “Antologia wierszy ss-mańskich” i “Książka kostnicy”. Z rzeczy, które w miarę niedawno zrobiły na mnie wielkie wrażenie to także zbiór opowiadań Kereta “Usterka na skraju galaktyki”.

O, Keret. Mamy teraz taki okres, że dobrze byłoby wyciągać Etgara Kereta, Amosa Oza – tych wszystkich ludzi z Izraela, którzy bronią — czy bronili, jak Oz — pozycji zdrowego rozsądku i elementarnej empatii, bo to jest ostatnio bardzo rzadkie po obu stronach. W ogóle mało jest rozsądnych ludzi, więc taki Keret jest na wagę złota.

Trudno się nie zgodzić. A jaki film ostatnio Ci się spodobał?

“Chleb i sól” zrobiła na mnie ogromne wrażenie, głównie pod względem języka filmowego, polecam jeśli nie widziałeś.

Jeszcze nie, ostatnio mam spore zaległości jeśli chodzi o kino – mam syna, który ma 10 miesięcy i który nie lubi spać, więc oglądam filmy w tempie jeden na tydzień.

10 miesięcy, to już mu możesz “Blokersów” puszczać.

(śmiech) Tak, słuchał już Little Simz, więc krzywdy mu to nie zrobi. A i tak od rapu woli Elvisa. Bardzo dziękuję za wywiad!

Rozmawiał: Jakub Sommerfeld – www.facebook.com/jakubsommerfeldautor)

(Fotografie: autor: Tomasz Kajszczarek / źródło: mat. prasowe Def Jam Recordings Poland)

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Powiązane:
Najnowsze newsy:
Komentarze: