“Pierwszy raz w życiu mam ochotę zrobić coś tak na maksa szczerego” – wywiad z Numerem Razem

Opublikowano: 02/02/2024
Autor: Jakub Sommerfeld
Zdjecie newsa

Spotkaliśmy się z Numerem Razem z zamiarem, aby porozmawiać przede wszystkim o jego nadchodzącym albumie na bitach Three50. Nie mogliśmy jednak nie wspomnieć o 25 latach od premiery “Nastukafszy”. Finalnie rozmawialiśmy 1,5 godziny i poruszyliśmy mnóstwo tematów.
Co dzieje się z Dj-em Zero? Dlaczego Numer nigdy nie skończył płyty z Sir Michem? Co zmieniło się, odkąd rzucił palenie jointów? Jak dostał pracę w Czwórce? Czy spodziewał się tak wielkiej afery po jego głośnym wywiadzie z Dj-em Tuniziano? Co myśli o komentarzach Tedego w stosunku do Wujka Samo Zło? To tylko niektóre z wątków, o które zahaczyliśmy. Życzymy miłej lektury!

Minęło 25 lat od premiery “Nastukafszy”, więc nie możemy nie poruszyć tego tematu. Czego najbardziej z tamtych lat brakuje Ci w dzisiejszym rapie? 

Najbardziej brakuje mi innego podejścia do słuchania muzyki – słuchania całych płyt, koncentracji na danym albumie. Kiedyś rapu wychodziło mało, więc wszystkiego słuchało się z namaszczeniem. Premiera albumu to było święto. O kasetę trzeba było powalczyć, trzeba było ją zdobyć, a nie tylko kliknąć w linka w internecie. Dzisiejsze dzieciaki zupełnie inaczej to wszystko odbierają – liczą się krótkie formy, single, to co jest na Instagramie, na TikToku. 

Chyba właśnie tego mi brakuje. Szczególnie jeśli chodzi o rap, który coś wnosił, coś przekazywał i który dla mojego pokolenia, wychodzącego z tej szaro-burej Polski, miał naprawdę duże znaczenie. A im człowiek jest starszy, tym bardziej to wszystko w swojej głowie przelicza, spienięża. Tym bardziej, jeśli wcześniej zarabiał na muzyce.

Ciekawe, czy pisząc zwrotki na “Nastukafszy”, uwierzyłbyś, że za 25 lat będzie się o tym albumie dalej rozmawiało. Że według wielu opinii, będzie to jedna z ważniejszych płyt w historii polskiego rapu. 

W ogóle się tego nie spodziewaliśmy. Nawet jeśli wiedzieliśmy, że wydanie płyty może wiązać się ze sławą i zarabianiem kasy, to i tak to wszystko było zamknięte w tym hermetycznym świecie zwanym undergroundem. Wtedy wszyscy myśleli, że komercja jest zła i że kto jest komercyjny ten jest do kitu. Pomijając fakt, że w Polsce królowała wtedy muzyka rockowa lub pop-rockowa, której szczerze mówiąc poza drobnymi wyjątkami nienawidziłem. 

Jak przeglądam portale i widzę, że ta płyta znajduje się w jakimś rankingu legendarnych albumów, to jest mi najzwyczajniej w świecie bardzo przyjemnie. Czasem czuję się zawstydzony, ale to dla mnie ważne, że tyle mi się udało zrobić dla tej kultury. Fajnie jest dostawać propsy od słuchaczy – nawet tych w moim wieku, bo ci młodsi często już w ogóle nie wiedzą co to jest Warszafski Deszcz i Numer Raz.

Wracając do tematu –  każdy kawałek wychodził z naszego serducha i z potrzeby rapowania o tym co widzimy, co czujemy. Nie zastanawialiśmy się nad tym, co będzie za kilka lat. Na pewno wiedzieliśmy, że jest jakieś zainteresowanie Warszafskim Deszczem – chociażby po Trzyha i po “Skandalu” Molesty. Myśleliśmy, że coś z tego będzie, ale nie spodziewaliśmy się, że za 25 lat będziemy legendami polskiego rapu. Może poza Jackiem, bo on zawsze miał łeb do biznesów. Chociaż w to wątpię – to był wtedy kompletnie inny facet. Tak naprawdę to było nie do pomyślenia, bo polski rap dopiero raczkował i zaczynał wychodzić z undergroundu. 

Jacek Sobczyński z Newonce, który tak jak ja pochodzi z Poznania, pisał że w tamtych czasach można było dostać w łeb za słuchanie warszawskich składów. Ja tego nie pamiętam, może dlatego, że sam nigdy nie dostałem – miałem wtedy 13 lat. 

Nigdy nie rozumiałem tego podziału między miastami. Zwaśnione kluby piłkarskie spowodowały jakiś durny konflikt i powstała cała legenda wojny Poznań-Warszawa. Nigdy nie miałem nic do Poznaniaków ani do Lecha. Wiadomo, że jestem z Warszawy i że chodzę na Legię, ostatnio nawet często. Czuję się tam dobrze, jest tam bezpiecznie. Fajnie jest kibicować i oglądać piłkę, mam Legię w serduszku, ale nigdy nie stanąłbym za tezą, że należy nienawidzić wszystkie inne kluby. Myślę, że należy otwierać się na świat, a nie zamykać się w jakiejś infrastrukturze stworzonej przez inne pokolenia i inne subkultury. 

Tym bardziej, że muzyka i piłka nożna to dwie różne sprawy. 

Dokładnie, chociaż też strzelamy do tej samej bramki – dla dobra muzyki (śmiech). 

Na Newonce możemy też przeczytać o “Nastukafszy”, że Wasz album ma wiele twarzy, ale że każda z nich jest autentyczna – to hymn na cześć luźnego życia, ale również mocny dokument z lat 90.  Że Wasz album był takim mostem między mroczną i jasną stroną z płyty 600 Volta. 

Na pewno byliśmy taką szarą strefą. Ostatnio w “Czwórce”, gdzie też byłem zaproszony z okazji 25-lecia, powiedziałem że byliśmy hiphopowymi lamusami. W ogóle się tego nie wstydzę, z resztą wtedy też się tego nie wstydziłem.

Mimo że wychowywałem się na dość hardcorowym osiedlu na Mokotowie, nigdy nie wywodziłem się ze środowiska ulicznego. Ulica mnie nigdy nie pociągała. Jak pojawiła się Molesta to miałem do nich dystans, na początku nawet trochę ich się bałem. (śmiech) Ich styl ubierania to był taki sznyt francuskich raperów – dresy, wysoko podwinięte skarpety. Ja wtedy żyłem w takim świecie, że hiphopowiec musi mieć szerokie spodnie, buty najlepiej Timberlandy i puchową kamizelkę. No i miałem to wszystko – co prawda nie Timberlandy tylko Wojasy, nie North Face’a tylko kamizelkę po kimś (śmiech). 

Może dla niektórych faktycznie stanowiliśmy ten pomost między mroczną i jasną stroną.

Skoro jesteśmy przy ubiorze w tamtych czasach – pamiętasz jak robiliście zdjęcie na okładkę do “Nastukafszy”? Mój kolega Maciej z Blendera zawsze zwraca uwagę na buty Tedego, które zupełnie nie pasują do tych Waszych. (śmiech)

Wtedy na takie rzeczy niespecjalnie zwracało się uwagę. Ja też miałem takie buty – w takich chodziło się na imprezy, bo w tamtych czasach w sportowym obuwiu nie wpuszczali do klubów. To było coś takiego pomiędzy – nie pantofel, ale też nie buty sportowe. Jacek zawsze był odważny – zarówno jeśli chodzi o rap, jak i styl ubierania, ale w tym przypadku nawet bym nie zwrócił na to uwagi. Chociaż faktycznie – jak się temu przyjrzeć, to mamy inne buty. W każdym razie wtedy nikt nie myślał o tym, że to dziwne. 

Jestem fanem Twojej pierwszej solówki “Muzyka bloki skręty”. Co się dzieje z Dj-em Zero? 

Też jestem jej fanem, lubię do niej wracać. Dj Zero radzi sobie całkiem nieźle w świecie produkcji, postprodukcji i realizacji dźwięku. Zawsze miał smykałkę do technicznych rzeczy, w których ja byłem nogą. 

Znamy się od 6 klasy podstawówki. Nasza przyjaźń była dosyć dziwna, bo Andrzej był introwertykiem, który uwielbiał swoją przestrzeń. Czasem tego nie rozumiałem – lubił znikać, zapadać się pod ziemię. Podczas nagrywania naszej płyty działo się to często. Bywało, że traciłem nadzieję, że skończymy ten album. Dlatego trochę go mobilizowałem, żeby nie powiedzieć zmuszałem. To gość, który jak kot chodził swoimi ścieżkami i jeżeli zbyt mocno weszło się na jego drogę, on uciekał.

Andrzej był zmęczony tą sytuacją, był też zmęczony mną, bo bardzo narzucałem mu swoje zdanie i chciałem, żeby wszystko brzmiało tak, jak ja chcę. Chociaż oczywiście szanowałem jego produkcje. Nie wybrzydzałem, nie mieliśmy ani jednego odrzutu – to było takie, jakie miało być.  
Nasze drogi zaczęły się rozchodzić po pierwszym albumie – Zero wybrał świat naszych kolegów z zespołu Vavamuffin, poszedł w stronę reggae, muzyki alternatywnej. Bardziej odpowiadał mu klimat tych ludzi – nie “przewiezionych” hiphopowców, którzy czasami udają kogoś, kim nie są. Tamto środowisko wydawało się wtedy bardziej prawdziwe. Ciekawe, że po latach okazało się, że jest w nim jeszcze więcej fałszywych osób. To mnie bardzo zdziwiło – jak to, tacy dobrzy ludzie, peace and love, wszystko jest piękne i kolorowe? Okazało się, że “prawdziwość” nie jest zależna od branży.

Bardzo długo nie mieliśmy żadnego kontaktu, ale to Andrzej robił mix do mojej drugiej solowej płyty – “Ludzie, maszyny, słowa”. Od wielu lat często dzwonimy do siebie i gadamy nawet po dwie godziny. Zawsze mamy o czym rozmawiać, nigdy nie pokłóciliśmy się o sferę finansową lub osobistą. No i prawdopodobnie to dzięki Andrzejowi zbyt mocno się sobą nie zmęczyliśmy.

On dzisiaj prowadzi swoje studio postprodukcyjne, zajmuje się robieniem muzyki do seriali itd. Myślę, że jest szczęśliwy, ma z tego pieniądze. Może jedynie czasami ma już dosyć, a on jest takim człowiekiem, że jeśli coś mu się nudzi, to nie robi tego na siłę. Bardzo to szanowałem, bo zawsze był sobą.

Uważam go za bardzo ważnego muzycznego kumpla w moim życiu i bardzo go lubię. Jakiś czas temu namawiałem go, żeby zrobić wspólnie cały album. Na to się nie zgodził, ale przystał na jeden kawałek na moją płytę. Zrobimy to, chociaż robimy go już od półtora roku (śmiech). Mam nadzieję, że się uda. Nie poganiam – jeśli przyjdzie ten moment, to się spotkamy i zrobimy wspólny utwór.

Czyli Dj Zero będzie producentem jednego z numerów z nadchodzącej solówki? Myślałem, że robisz cały album z Three50, który jest autorem muzyki do “Świąt na rapie”?

To nie było tak, że ja przez te wszystkie lata nic nie robiłem. Wydawaliśmy mixtapy z Abdoolem, wydaliśmy dwa Warszafskie Deszcze, było mnóstwo gościnnych zwrotek. Nigdy nie zamknąłem się na rap. No i uzbierało mi się sporo numerów, które trafiły do szuflady. 

Tak jak kawałek “Serio” z BRK i Jareckim, który nagraliśmy już z 1,5 roku temu. W pewnym momencie BRK powiedział: “Dobra, wrzucamy to stary, niech to już nie leży, niech to jeszcze ma jakąkolwiek świeżość”.

Mam jeszcze kilka tego typu kawałków wyprodukowanych przez różnych ludzi, min. przez Dj-a Eproma. Mam taki plan, żeby po prostu wypuszczać luźne numery. Chciałbym w ten sposób “zajawić” płytę, bo ona faktycznie cała będzie z Three50 – co do tego nie ma żadnych wątpliwości.

Three50 to człowiek, który spadł mi z nieba i który trafił idealnie w moje muzyczne gusta. Jest niesamowitym chopem ze Śląska, który mówi swoją zajebistą gwarą – uwielbiam to. Dzięki naszemu redakcyjnemu koledze z Czwórki, kiedyś przyszedł do mnie do radia. Wpadł z maszyną, zrobiliśmy świetną audycję na żywo. 
Jakieś 6 lat wcześniej pisałem z nim na Instagramie i go olałem. Three50 to wszystko mi  przypomniał. Oczywiście już go serdecznie za to przeprosiłem, może wtedy jego bity jakoś do mnie nie trafiły. Dzisiaj mamy porozumienie dusz, taką chemię, którą miałem też na samym początku mojej muzycznej drogi z Jackiem lub Dj-em Zero.

Jesteśmy braćmi z różnych matek, ale jednak ojciec hip hop jest jeden. Połączyło nas podejście do robienia muzyki. Nie robimy niczego na siłę, nie myślimy o tym, że wydamy płytę i że będziemy bogaci, bo to nie jest realne (śmiech). Chcemy po prostu dobrze się bawić. Póki co pracujemy zdalnie, ale planujemy się spotkać i wspólnie podziałać w studio. Bardzo mi na tym zależy.

Czy mógłbyś powiedzieć mi więcej o drodze muzycznej Three50? Ostatnio kumpel z Blendera wrzucił newsa o Waszym singlu i pojawił się komentarz, że brakuje informacji o producencie. Lepiej późno niż wcale, z chęcią to nadrobimy. 

To jest człowiek, który chyba już 10 lat temu zrobił bit na płytę Kuby Knapa i na jakąś inną płytę z Alkopoligamii. On to komentował w stylu: “chopie, wtedy myślałem, że to już się uda, że to jest to”. Że skoro udało mu się pierwszy raz wypuścić coś legalnie, to pojawi się zainteresowanie jego muzyką. Tak się niestety nie stało.

Three50 robi naprawdę fajne bity i ciągle czeka na swój moment. Mam nadzieję, że ten moment to spotkanie ze mną i nagranie wspólnej płyty. Ostatnio wyprodukował też całą płytę Wdowie. Nie wiem, kiedy ten album się ukaże, ale ruchy są już chyba mocno zaawansowane.

To nie jest gość z pierwszej łapanki, ma wiele wspólnego z tą muzyką. Ma podejście jak ja – nie robi nic na siłę, jego celem nie jest zaistnienie wśród młodego pokolenia, tylko chce robić to głównie, może to zabrzmi trochę trywialnie, ale tak jest – dla siebie. Myślę, że i tak jest garstka ludzi, którzy docenią naszą muzykę i to, co chcemy nią przekazać.

Three50 też pierwszy człowiek od wielu lat, który dał mi solidnego kopa w dupę, wysyłając mi kawałki, które naprawdę mi siedzą. Ja do tej pory miałem już nagrać ze trzy solowe albumy i powiem ci szczerze, że tak naprawdę po części je nagrałem. 

Jedna z nich to był album, który nagrywałem jeszcze w Wielkim Joł. Za produkcję odpowiadał Sir Michu, mieliśmy nagranych z osiem utworów i to się nigdy nie ukazało. 

Dlaczego? 

Było mi wtedy bardzo ciężko – miałem sporo komplikacji w życiu. Było mi też trudno, bo w Wielkim Joł nie do końca byłem u siebie. Mój kumpel Tede mnie dopingował, ale w taki sposób, w który nie powinno się tego robić. Mocno ze mnie szydził i podcinał mi tym skrzydła. Często przychodził do studia w trakcie mojej pracy nad tym albumem. To też był dla mnie dyskomfort, że nie mogłem usiąść z Michem i pracować w zaciszu własnych myśli – uwielbiam taki tryb pracy. Nie uwielbiam za to melanżu w trakcie pisania i nagrywania. Tak samo jak miliona ziomków, którzy ciągle siedzą na głowie. Po prostu jestem innym człowiekiem. Natomiast Jacek to uwielbiał – pragnął ciągłego oklaskiwania od ludzi w stylu: “dobre, dobre, jedziemy, jedziemy”.

Kiedy byliśmy mniej więcej w połowie pracy nad tym albumem, Jacek powiedział mi: “Stary, to w ogóle nie jest w twoim stylu. Przecież ty jesteś zawsze spoko, a to są jakieś smuty i smęty”. Tak jak mówiłem – miałem wtedy trudny czas w życiu, ta płyta była bardzo osobista. Może nawet dla niektórych zbyt osobista. Zrobiłem duży błąd, że nie pociągnąłem tego dalej, że nie stwierdziłem: “pierdolę tę opinię. To jest moja muzyka i zrobię tak jak chcę”.

Jednak wtedy liczyłem się z jego zdaniem. W ogóle w tamtych latach bardzo mocno zwracałem uwagę na to, co mówią inni. A dziś uważam, że jeżeli chodzi o warstwę tekstową, tamte kawałki były jednymi z lepszych moich utworów. Nie jest powiedziane, że kiedyś ich nie wrzucę do sieci nielegalnie jako jakiegoś bootlega. Oczywiście musiałbym to ustalić z Sir Michem, czy mógłby mi oddać te bity za darmo, żeby nie było z tym jakichś komplikacji. 

Kilka razy próbowałem się przyłożyć do nagrania płyty. Potem zrobiłem akcję na Facebooku, że prosiłem różnych producentów, żeby podsyłali mi bity. Przyszło ich sporo, nagrałem dużo kawałków – może nie wszystkie były na tyle zadowalające, że chciałbym je pokazać światu, ale na pewno znajdą się też takie, które spokojnie będę mógł zaprezentować. Jeśli pójdę tym planem, o którym ci mówiłem, to pewnie tak zrobię. Mam taką chęć i zupełnie nie mam się czego wstydzić.

Poza płytą z Sir Michem, zapowiadałeś album “Numer kiedy płyta” – wyszedł nawet singiel “Serum prawdy”. W 2020 roku wypuściłeś też teledysk “Bez ceregieli”. Dlaczego nie poszedłeś za ciosem?

Powiem ci, że nawet nie pamiętam, czy “Bez ceregieli” zapowiadałem album. Możliwe, że miał to być jakiś początek. Tutaj wszystko zrobiłem bez pomocy wytwórni, mój przyjaciel zrobił mi ten teledysk za darmo. 

A przy “Serum prawdy” bardzo pomagał mi mój człowiek Proceente. To jest niesamowity gościu, który walczy o rap i o swój byt na scenie jak mało kto. Procent zainwestował w moją muzykę, a ja nie dokończyłem tego, co zacząłem robić… Było mi z tego powodu trochę głupio.

Myślę, że w dużym stopniu było to spowodowane tym, że przez wiele lat paliłem marihuanę. Moje chęci do robienia różnych rzeczy były tylko chwilowe – jeśli coś mi się nie spodobało lub ktoś mnie skrytykował, to mówiłem sobie: “nie no, może jednak nie chcę tego robić”
Odkąd nie palę jointów, a to trochę już trwa, zmienił mi się światopogląd i podejście do swojego ja, do własnej wartości. Rzucenie marihuany to był super eksperyment w moim życiu. Wydaje mi się, taką mam nadzieję, że tak już zostanie. Teraz nie mam zaburzonych emocji względem siebie i swojej muzyki.

Z perspektywy czasu uważam, że pisanie tekstów na trzeźwo jest o wiele fajniejsze. Kiedy przez te wszystkie lata robiłem to na haju, to miało swój urok, ale dzisiaj mam zupełnie inną swobodę w działaniu oraz większą świadomość, co chciałbym przekazać. Zauważyłem, że pisząc kawałki bez używek nie mam takich sytuacji, że cokolwiek skreślam. Nie mam zawieszek, nie zastanawiam się, czy dany wers będzie na pewno fajny, czy ktoś jakoś go negatywnie skomentuje. Po prostu przelewam wszystko co mi siedzi w głowie i w serduchu. To bardzo duży progres, jeśli chodzi o mój sposób myślenia.

Faktycznie było tak, że brałeś się za dużo fajnych rzeczy i potem ich nie kończyłeś. Przykładami świetnych akcji i inicjatyw, które po czasie się zakończyły były też Lubię Wąchać Winyl i Stowarzyszenie Kultury Młodzieżowej “Spoko Dzieciak”, gdzie byłeś wiceprzewodniczącym. 

Lubię Wąchać Winyl to była wytwórnia, którą wymyśliłem. Nawet dziś mam na sobie koszulkę LWW. To wszystko działo się również dzięki mojemu kumplowi Tomkowi “Wiśniowemu”, który miał kasę, zainwestował w studio i zrobiliśmy je od zera. To miało być studio komercyjne, które przynosi zyski również z reklam i z realizowania nagrań innych artystów. Działaliśmy w ten sposób dość długo, ale Tomek miał dużo swoich innych zajawek i obowiązków. Pracował tam również Dj Zero, jednak nie przynosiło to wcale takich zysków, jakich w tamtych czasach się spodziewaliśmy. 

“Spoko Dzieciak” powstał dzięki inicjatywie Piotra Turka, który z kolegą Marcinem Pajewskim mieli agencję marketingowo/PRową Nokaut Skład. Oni zajmowali się niektórymi rzeczami w firmie Wielkie Joł – na przykład pozyskiwali sponsorów. Mój klip “Chwila” był warty jakieś 40 000 złotych – jak na tamte czasy to bardzo dużo. Był kręcony na taśmie filmowej i to właśnie dzięki tym dwóm ziomkom, którzy to wszystko wzorowo ogarniali. Piotr Turek zawsze miał głowę do takich rzeczy – stowarzyszenie było jego pomysłem. To, że pojawiłem się w programie u Kuby Wojewódzkiego, gdzie mogłem opowiedzieć o naszych działaniach, to też jego zasługa. 

W ramach stowarzyszenia prowadziliśmy różne warsztaty, przede wszystkim opieraliśmy się na tańcu. Jeździł z nami Kwiatek, który tańczył przed papieżem. Tego typu forma rozrywki i ruchu była dla tych dzieciaków naturalna i dopuszczalna – nie trzeba było mieć do niej nic oprócz chęci. My zazwyczaj graliśmy koncerty. To było dla nas pewnego rodzaju wyzwanie, bo to nie była do końca “nasza” publiczność. W każdym razie staraliśmy się, żeby wszystko zawsze wychodziło pozytywnie. 

Byliśmy dość zbulwersowani, że zainteresowanie naszym stowarzyszeniem jest tak małe. Chcieliśmy robić naprawdę dużo i nie chcieliśmy za to pieniędzy. Dostawaliśmy kasę od sponsorów, ale wszystkie warsztaty były non profit. Dzieciaki z domów dziecka i różnych placówek były nam bardzo wdzięczne, że dawaliśmy im możliwość zobaczenia coś innego od ich codzienności. Co więcej, dawaliśmy im nagrody w postaci zegarków, odtwarzaczy mp3 lub ubrań.

Do naszych akcji dołączali różni artyści jak na przykład Sistars lub Adaś Ostry w Łodzi. To nabierało naprawdę fajnego kształtu. Z drugiej strony władze miasta kompletnie nas olewały. Powtarzam, że nie chcieliśmy pieniędzy – potrzebowaliśmy jedynie dostępu do miejsca, gdzie moglibyśmy to robić. Oni patrzyli na nas z przymrużeniem oka. To że nie mogliśmy realizować naszych planów, mocno nas zniechęciło. Ale ogólnie jestem bardzo zadowolony, że w tym uczestniczyłem. Serducho rosło po każdym spotkaniu z dzieciakami. To była ważna rzecz w moim życiu. 

Z Lubię Wąchać Winyl kilka razy robiliśmy też warsztaty dla dzieciaków z domów dziecka. Uczyliśmy ich pisania tekstów, tworzenia bitów. Po latach zdarzało mi się spotkać tych ludzi. Na przykład jakiś czas temu spotkałem w Żabce w Warszawie gościa, który powiedział mi: “Byliście u nas z fundacją na warsztatach. Wspominam to do dzisiaj. Jakie to było zajebiste”. Pomimo że to tylko jednostka, to niesamowicie miłe, że ktokolwiek o tym pamięta i że mogliśmy komuś dać w życiu trochę kolorów, pokazać coś fajnego.

Świetna sprawa. Przepraszam, że ciągle pytam o rzeczy, które zaczynałeś i których nie skończyłeś (śmiech)…

To normalne, to moje życie (śmiech).

Na swój kanał na YouTube wrzuciłeś wywiad z Sebastianem Fabijańskim. Miał być pierwszym odcinkiem cyklu wywiadów. Drugi się nie pojawił. Ktoś już Ci napisał komentarz: “Numer nie wyrabiam z oglądaniem kolejnych odcinków”. 

Tak, plany zawsze są dalekosiężne. Ten wywiad zrobiliśmy z kumplem, który stworzył teledysk do “Bez ceregieli” i który miał swoje studio. Dzięki temu, że mój kolega miał odpowiedni sprzęt, mogliśmy to zrobić w atrakcyjny sposób pod względem wizualnym.

Pamiętam, że bardzo chciałem pogadać z Sebastianem Fabijańskim, a Czwórka w tamtych czasach nie do końca Sebastiana chciała. Zależało mi też na długim wywiadzie, żeby móc porozmawiać o wielu rzeczach. Radio daje możliwość na jedynie 30-40 minut rozmowy przeplatanej kawałkami.

Miałem zamiar kontynuować te wywiady na moim kanale, ale bywa, że mam słomiany zapał. Trudno jest wszystko ogarnąć czasowo, potem to się rozchodzi, nie chce się do tego wracać, jest mi głupio – wpływają na to różne rzeczy. Jednak skądś się u mnie to wzięło, że coś zaczynam i naprawdę chcę to zrobić, ale niestety nie udaje się tego dokończyć (śmiech). To trochę smutne, ale staram się to zmienić.

Wiem, że przy nowej płycie pójdę za ciosem i nie odpuszczę. Choćby dla Three50, który jest w to bardzo zaangażowany – zarówno muzycznie, jak i emocjonalnie. Jestem w stanie już powiedzieć, że na sto procent tak będzie. Mamy połowę albumu napisane, mamy wybrane bity, Damian często wysyła mi nowe propozycje. W 75 procentach to są niesamowite strzały. Ostatnio już mu napisałem, żeby nie wysyłał do mnie muzyki o 1 w nocy, bo potem do 4 nie mogę spać, tylko siedzę i piszę. To zupełnie nowa jakość, jeśli chodzi o moje podejście, o kończenie wszystkiego “tu i teraz”. A nie jak bywało wcześniej, że pisałem 4 wersy, mówiłem: “Dobra tam, zapalę jointa, zajebiste 4 wersy napisałem”. Potem się okazywało, że one wcale nie były zajebiste (śmiech). 

Mógłbyś zdradzić coś więcej o tej płycie? Jaki będzie jej klimat? 

Często mówię o tym na Instagramie – moim ulubionym albumem jest “The Main Ingredient” Pete Rocka i CL Smootha z 94 roku. Zawsze chciałem zrobić płytę w stylu właśnie tego albumu i zawsze do tego dążyłem, ale chyba nigdy nie miałem odwagi.

To na pewno nie będzie komercyjna muzyka, która się sprzeda i którą po singlu każdy będzie chciał kupić. Chociaż oczywiście chciałbym, żeby tak było, ale totalnie się na to nie nastawiam. To nie ma być płyta zrobiona pod TikToka i pod miliony wyświetleń. Na szczęście muzyka trochę zatacza koło i rap również. To będzie  soulowo-jazzowo-hip hopowa płyta. Wydaje mi się, że taka muzyka nie wzbudza powszechnego zainteresowania, chociaż czasami to, że dany kawałek trafia w gusta szerszej publiczności, jest kompletnym przypadkiem
Będą na niej wokaliści, o których póki co nie chcę mówić. Jednak jestem pewien, że dodadzą do niej bardzo dużo duszy. To właśnie dusza ma być motywem przewodnim tego albumu. Chciałbym trafić do ludzi w wieku podobnym do mnie lub do młodszych, którzy kumają moją bajkę i którzy ją szanują.

Kiedy puściliśmy kawałek “Serio”, to nie widziałem żadnego hejtu na ten utwór. Urzekł mnie komentarz: “stary, dobry Numer”. Chociaż nie wiem, czy to dobrze o mnie świadczy. Nawet jeśli to stanie w miejscu albo nawet regres, mam to toalnie w dupie – każdy ma prawo do własnej opinii.

Nie mam zamiaru walczyć z tym, co jest popularne, a co nie jest. Pierwszy raz w życiu mam ochotę zrobić coś tak na maksa szczerego. To nie to, że moje poprzednie płyty nie były szczere, ale pierwszy raz kompletnie nie kombinuję, nie skreślam, nie zastanawiam się nad tym, że ktoś może coś powie – po prostu wylewam z siebie wszystko.

Mam jeden kawałek, który jest storytellingiem. Przez pół swojego życia bałem się, żeby to opowiedzieć. Dziś jeszcze nie zdradzę jaka to historia, ale to jest kawałek, który wypłynął ze mnie za jednym razem – 64 wersy bez refrenu. Miałem taką potrzebę. Dziś jestem na tyle dorosłym i dojrzałym człowiekiem, że stać mnie na to, żeby tak zrobić.

Póki co poznaliśmy utwór “Święta na rapie”. Kiedy planujecie wypuścić kolejne single, klipy itp.? 

Jeśli chodzi o świąteczny kawałek – ja tak naprawdę nie lubię świątecznych kawałków. W 2006 roku nagraliśmy już jedną kolędę z ziomkami – z Kwiatkiem i Jaroszem. To było trochę dla beki. Chodzi mi o to, że nie lubię takich okazjonalnych kawałków, które mają spowodować, że będzie kimś większe zainteresowanie.

Ustaliliśmy z Three50, że ten utwór ukaże się 24 grudnia, bo 20 grudnia ukazało się “Serio”. Stwierdziłem, że to dobry moment, aby iść za ciosem i podtrzymać emocje związane z moją muzyką. No i faktycznie – wrzuciłem go w wigilię na social media, ale na YouTube pojawił się jakieś 2 tygodnie po fakcie. Dlatego pojawił się komentarz: “Numer ty jesteś jak zawsze totalnie kurwa na czasie”. (śmiech).

Miałem problem z moim kanałem YouTube, nie mogłem się na niego zalogować. Jak odzyskałem dane dostępowe, to od razu go tam udostępniłem. Chciałbym, żeby to wszystko miało ręce i nogi, żeby wszystkie wypuszczane kawałki nakręcały zainteresowanie.

Three50 chciał wypuścić w wigilię w 2023 roku też taki oficjalny singiel, ale powiedziałem mu, że na spokojnie, że jeszcze zdążymy. Mamy jeden kawałek zrobiony od A do Z pod względem tekstowym i muzycznym. Myślę, że to będzie pierwszy oficjalny singiel. Kiedy go wrzucimy? Nie wiem, nie założyliśmy sobie żadnego deadlinu.

Chciałbym, żeby nasza płyta ukazała się w tym roku i liczę, że tak się stanie – obydwaj jesteśmy na tyle mocno zaangażowani w ten projekt, że nie odpuścimy. Myślę, że jesienią albo zimą 2024 roku płyta się ukaże, a wcześniej będziemy wszystko zajawiać.

A jeśli chodzi o nagrane już kawałki spoza płyty, to moim planem jest wypuszczanie ich w miarę regularnie. Nie chcę, żeby te nagrane utwory przepadły i chciałbym, żeby przypominały moją historię z minionych lat.

Będziecie puszczali to z pomocą wytwórni? Te “luźne” kawałki pojawiają się na Twoim kanale na YouTube. 
Chcę to zrobić z wytwórnią. Nie chcę angażować się w techniczne sprawy. Już kiedyś przez to przechodziłem – sam wydałem “PraWFDepowiedziafszy” Warszafskiego Deszczu. Myślałem, że to będzie naprawdę dobry strzał, a potem okazało się, że musiałem brać kredyt na spłacenie podatku VAT. Chciałem być w porządku wobec mojego kolegi Jacka, który potem mi zarzucał, że ja się nie rozliczyłem za tę płytę. Nie ma w tym wiele prawdy. Ten album to nie był kolorowy sen, który pozwolił mi spłacić długi albo po prostu godnie żyć.

Wolałbym, żeby zajęła się tym wytwórnia. Tak żeby to miało ręce i nogi pod względem finansowym. Niech to wszystko będzie związane legalną, oficjalną umową. Mimo że staram się być uczciwym człowiekiem, niech w żadnym wypadku nie dojdzie do sytuacji, że mogłem coś wziąć dla siebie – chcę grać z Three50 w otwarte karty.

Poza tym wracam do gry po latach i robię tak naprawdę coś na nowo. Fajnie by było, gdyby ktoś się tym zajął od podszewki. Znam ludzi w wytwórniach, będę zasięgał języka i zrobię to tak, żeby to było dla nas uczciwe i opłacalne. Żeby promocja była dobra, żebym mógł zrobić teledyski nie za swoje pieniądze. Mamy takie czasy, że jest to w stu procentach możliwe.

Wypuszczając kawałek “Serio” napisałeś, że zrobienie utworu z Jareckim i BRK było spełnieniem Twoich marzeń. Czy są jeszcze takie osoby z Polski, z którymi jeszcze nie nagrałeś, a bardzo chciałbyś to zrobić? Masz inne marzenia, jeśli chodzi o współpracę?

Na pewno chcę zaprosić kilka osób na tę płytę. Czy się zgodzą? Nie wiem. Do paru wysyłałem już laurki za pomocą mediów społecznościowych i mogę zdradzić, że jeden z nich to współczesny młody raper. Póki co nie dostałem żadnego zwrotu – ta wiadomość chyba nie została nawet odczytana, więc przypuszczam, że mógł tego nie widzieć. A nawet jeśli by odmówił, to nie traktowałbym tego jako policzka. Przecież każdy ma swoje gusta muzyczne i nie musi ze mną nagrywać, bo tak naprawdę dla tego młodszego pokolenia dzisiaj już nic nie muszę znaczyć.

Mam paru oldschoolowych graczy, którzy mnie zapraszali na albumy i obiecałem sobie, że ja zaproszę ich w ramach rewanżu. A jeśli chodzi o BRK i Jareckiego, to ja ich po prostu kocham jako ludzi. Zakochałem się w ich wysublimowanym żarcie oraz w ich podejściu do muzyki. W polskim rapie i w polskiej muzyce bardzo brakuje poczucia humoru, a ci goście mieli to od zawsze.

Nagranie kawałka z nimi to był moment – dostałem bit, napisałem tekst w jeden dzień, Jarecki w kolejny dzień nagrał refren i wszystko było gotowe. Nie wiem dlaczego to tyle przeleżało – widocznie tak musiało być. 
Jeśli chodzi o marzenia, to bardzo chciałbym zaprosić różnych artystów ze Stanów. Może to się uda, ale tu oczywiście w grę wchodzą sprawy finansowe. Sam nigdy nie wziąłem hajsu za swoją zwrotkę, zawsze robiłem to non profit i zawsze uważałem, że muzyką należy się dzielić. Szczególnie jeśli się znamy.

W dzisiejszych czasach pewnie działa to na innych zasadach. Za zwrotkę topowego artysty być może trzeba płacić dużo hajsu. No i liczę się z tym, że w przypadku Amerykanów będę musiał wydać jakieś dolce. Jednak w przypadku kolegów z Polski, mam nadzieję, że powiedzą po prostu: “Numer zróbmy to”. Tu nie chodzi o to, że szkoda mi kasy, tylko że całe życie działałem w ten sposób. Chciałbym zrobić fajne kawałki. Mam wstępnie mocno potwierdzonego jednego gościa i mogę powiedzieć, że to top oldschoolowych polskich graczy. To gracz, którego nikt nigdy by się nie spodziewał na moim albumie. I to tyle (śmiech).

Nikt w sumie też by się nie spodziewał Twojego kawałka z Hansem. Jak do tego doszło, że pojawiłeś się na jego płycie? 

No bo jak? Warszawa z Poznaniem? Przełamałem tę barierę, kiedy między mną i Jackiem już nie było przyjaźni i zaprosiłem Ryśka do swojej audycji. To był dla mnie ważny krok. Było mi przed nim niezręcznie, że zrobiłem to tak późno, biorąc pod uwagę jego staż na scenie. On na antenie powiedział mi: “Stary, to jest normalne – byłeś lojalny w stosunku do Jacka, naturalna sprawa”.

Cieszę się, że to zrobiłem. Okazało się, że ten Poznań wcale nie jest taki straszny jak go  malują i że to naprawdę fajni ludzie. Tak samo miałem z Hansem. On do mnie po prostu napisał na mediach społecznościowych, rzucił propozycję, wysłał kawałek…

Zawsze byłem szczery. Wprost powiedziałem Rychowi, że kiedyś nie przepadałem za jego rapem. To było uczciwe podejście z mojej strony. Nie podobała mi się jego muzyka, jego sposób rapowania, ale po latach to się trochę zmieniło. Tak samo Hans – pamiętam kawałek “To my Polacy”, gdzie był wers, który utkwił mi w głowie: “żaden madafaka nie podskoczy do Polaka”. To było dla mnie tak żenujące, że powiedziałem sobie: “no nie” (śmiech).

Zmieniłem podejście przez moje poczynania dziennikarskie i znajomość z Marcinem Flintem, który ciągle mi tego Hansa podsuwał i mówił:  “Zobacz, on robi teraz naprawdę fajną muzę”. Posłuchałem jego kawałków i zupełnie zmieniłem zdanie o tym chłopie. Bardzo mi się podoba to, co on teraz robi. Patrząc też na te wszystkie lata, przez które jest na scenie, jest w tym wszystkim prawdziwy i ma taki muzyczny rozsądek.

Bit do wspólnego kawałka też mi totalnie usiadł, więc w ogóle nie zastanawiałem się nad tą współpracą, tylko powiedziałem: “Zróbmy to”. Życie weryfikuje pewne sytuacje. Im człowiek jest starszy i bardziej dojrzały, tym wyciąga więcej wniosków. Często okazuje się, że wyobrażenia sprzed lat były wyssane z palca i opierały się na stereotypach. To było zwyczajnie głupie myślenie. 

Moim zdaniem singiel “To my Polacy” zupełnie nie pasował do reszty płyty, na której znajdowało się wiele lepszych kawałków. Pewnie nie słuchałeś całości i dlatego wysnułeś takie wnioski po tym madaface. 

Ale ten singiel hulał w telewizji. To był też czas, w którym prawie w ogóle nie słuchałem polskiego rapu. Miałem oczywiście swoją biblię w postaci “Skandalu” Molesty lub Wzgórza. Zawsze podobał mi się muzycznie OSTR i może kilka innych ekip. Miałem dużą zajawkę na amerykański rap, polski był o ileś poziomów niżej.  Myślę, że to się wzięło właśnie stąd. Tak naprawdę nie znałem twórczości polskich raperów. Opierałem się wyłącznie na singlach, które były dostępne szerszej publiczności.

Jak to się stało, że zostałeś dziennikarzem muzycznym, przez co musiałeś nieco zmienić podejście do słuchania polskiego rapu? Jak trafiłeś do Czwórki?

Dziennikarstwo zawsze mnie kręciło. Studiowałem je na Uniwersytecie Warszawskim – co prawda tylko przez rok i zaocznie, bo w pewnym momencie nie było mnie stać na opłacanie czesnego. 

Kiedyś udzielaliśmy wywiadu w Czwórce jako Warszafski Deszcz. Wydawca Patrycja Zielińska, która pełni tę rolę do dzisiaj i do dziś się kumplujemy, powiedziała mi: “Numer, ty masz taki radiowy głos, nie chciałbyś prowadzić audycji?”. Oczywiście, że bym chciał!

To było spełnienie moich marzeń. Wszystko zaczęło się odkąd poszedłem do Radia Kolor i podczas audycji Kolorszok zobaczyłem co tam się dzieje, jak działa głos, który jest dla mnie najbardziej magiczną rzeczą w radiu.

To nie było tak, że od razu dostałem tę robotę, bo jestem Numer Raz z Warszafskiego Deszczu. Nie – trzeba było nagrać demo. Pamiętam, że konkurowałem ze Stasiakiem i jeśli dobrze pamiętam, z Hadesem i Pelsonem. Nigdy w siebie za bardzo nie wierzyłem i byłem przekonany, że ktoś inny dostanie tę robotę. Okazało się, że oni podeszli do tego mocno po macoszemu. Ja się naprawdę postarałem, bo zależało mi na tej pracy. No i się udało – zostałem dziennikarzem-amatorem, bo za takiego się uważam do dziś. Nie chodzi mi nawet o wykształcenie, bo często ludzie po studiach nie mają pracy w mediach.  

Zacząłem pracować w Czwórce 11 lat temu, jeszcze za poprzednich rządów. Polskie Radio było o tyle ciekawą instytucją, że wtedy bardzo pilnowali polszczyzny. Musiałem zdać egzamin na kartę mikrofonową, czyli tak naprawdę egzamin z języka polskiego.

Stanąłem przed komisją, w której byli sami bardzo znani dziennikarze z Polskiego Radia. Po tym jak skończyłem monolog, dlaczego chcę podjąć pracę w radiu, pani przewodnicząca powiedziała, że nie zrozumiała ani jednego mojego słowa. A potem dodała, że to bardzo dobrze, bo będę mówił do swoich ludzi, do swojej subkultury i że to świetnie, że człowiek, który jest w tym szczery i uczciwy, będzie na naszej antenie. Te słowa dały mi dużo – uwierzyłem, że mogę to robić nawet bez zaplecza i wykształcenia.

Bardzo mi się podobało, że na początku miałem często wytykane błędy. Dzięki temu nauczyłem się wyrażać poprawniej. Na początku popełniałem ich masę  – począwszy od mówienia co chwilę “yyy”, do wtrącania co chwilę “prawda”. Miałem taki etap, prawdopodobnie ta “prawda” zastępowała mi przekleństwa. (śmiech) 

Zawsze traktowałem pracę w radiu jako misję. Nie ma tam dużych pieniędzy, ale zawsze chciałem, żeby ktoś słuchał tego co mówię, czerpał z tego jakąś przyjemność i może wyłapał kilka ciekawych rzeczy. 

Które z Twoich wywiadów były dla Ciebie najważniejsze?

Tak naprawdę dwa. Pierwszy to ten z Ryśkiem, bo totalnie nie wiedziałem, czego się z jego strony spodziewać, a okazał się bardzo fajnym człowiekiem. A drugi z Dj-em Tuniziano.

Dostałem za niego bardzo duże propsy od szefostwa. Chwalili mnie za dziennikarską rzetelność i obiektywizm, pomimo tego, że wiedziałem z czym to się wiążę. Wiedziałem, że już nie będę miał powrotu do ekipy Wielkie Joł. Chciałem dać się wypowiedzieć stronie, która wcześniej zupełnie nie miała możliwości, aby opowiedzieć swoją wersję zdarzeń. Na tym moim zdaniem polega rzetelne dziennikarstwo. Niestety ci, którzy nie generują pewnej klikalności, nie są zapraszani. Ja wyszedłem z założenia, że chcę to zrobić. Okazało się, że ta audycja jest chyba druga pod względem popularności – więcej wyświetleń ma tylko rozmowa z Tede

Uważam, że zrobiłem to, co do mnie należało. Dałem możliwość zapoznania się ze sprawą słuchaczom i szansę Kamilowi – Tuniemu. On był wdzięczny, że mógł opowiedzieć, jak to było według niego. Oczywiście bijąc się w pierś i nie wybielając się zupełnie. 

Mój wydawca mówi do tej pory,  że nie wie, po co zaprosiłem Tuniziano (śmiech). Ale propsy od mojej szefowej były dla mnie najważniejsze, pogratulowała mi jaj. To jeden z lepszych komplementów – zrobiłem to, mimo że wiedziałem, jakie będą tego konsekwencje na mojej drodze muzycznej.

Serio wiedziałeś, że to pójdzie tak daleko? 

Tak, oczywiście. To był przełom. Tak naprawdę dzisiaj nie umiem tego dokładnie umieścić na linii czasu i nie wiem, co było najpierw. Bo ja też robiłem jakieś rzeczy, jak zamalowanie farbą logo PLNY na koszulce. To było głupie. No, ale Jacek by powiedział, że to żart, że przecież trzeba mieć dystans do siebie, nie? Wiadomo że to jest tak, że ten kto mówi, że ma największy dystans, tego dystansu do siebie w ogóle nie ma.
Spodziewałem się tego – tym bardziej że chwilę po audycji przyjechał menedżer Jacka, który chciał nas bić, chciał bić Tunizano. Ja wyszedłem z samochodu, żeby załagodzić sytuację, a on mówił rzeczy w stylu: “Numer nic do ciebie nie mam itd.”. Po czym gdzieś w komentarzach na Instagramie kompletnie odwrócili sytuację – każdy z nich, łącznie z tym menedżerem. Pisali, że to Abdool wysiadł, że to on był jedynym facetem i wyszedł do nich. Go tam w ogóle z nami nie było.

Zastanawiam się, skąd się bierze ta wirtualna rzeczywistość tych ludzi i dlaczego tak potwornie chcą przekłamać sytuację, żeby komuś zaszkodzić. Już pomijając to hejtowanie, że pracuję w komunistyczno-koreańskich mediach, że to propaganda – to jest absurd na absurdzie. Myślę, że jeśli ktoś ma coś na sumieniu, że jeśli ma coś za uszami, to próbuje oczernić drugą osobę. Tak było w tym przypadku. Tuniziano wtedy nie wysiadł z auta i powiedział, że nie będzie się z nikim bił, bo on jest pokojowo nastawionym gościem. Pomimo całej sytuacji z jego aferą, zupełnie nie chciał tego robić i to był tak naprawdę koniec. 

Ja zrobiłem ten wywiad świadomie, to nie był przypadek. Nie miałem myśli w stylu: “może się uda i Jacek się na mnie nie obrazi”. Po pierwsze miałem totalnie na to wyjebane, a po drugie działo się mnóstwo rzeczy “przy okazji” – takich jak permanentne szydzenie ze mnie, z mojego małżeństwa, z mojej byłej żony, z moich kawałków, śmianie się z moich wersów. Atmosfera w studiu była, jak sam się po tym domyślasz, bardzo budująca.

To było także ciągłe naśmiewanie się z różnych ludzi, nie tylko ze mnie. A ja nigdy nie byłem takim człowiekiem, żeby chcąc sobie poprawić humor, bardzo mocno naśmiewać się z kogoś innego. Wychodzę z założenia, że należy mieć do innych szacunek. Wiadomo, że można się pośmiać z kolegów, powiedzieć sobie: “dobra, to jest tylko beka”, ale jednak nie przekraczając pewnych granic. A tu te granice były regularnie przekraczane. Przestało mi to odpowiadać. To mnie najzwyczajniej w świecie bolało.

Atmosfera zaczęła się tak zagęszczać, że mi się nie chciało już tam przychodzić. A wiadomo, że jak się nie przychodzi, to nie jesteś z nami. A jak nie jesteś z nami, to jesteś przeciwko nam. No i trochę też tak było – totalnie nie chciałem uczestniczyć w tym kabarecie zwanym Wielkie Joł

Wyszedłem z założenia, że dlaczego mam się bać o tym mówić i bać się jakichkolwiek konsekwencji… Nie wiem, czy zauważyłeś, ale Jacka większość ludzi się boi. Nawet teraz sytuacja z Wujkiem Samo Zło. Nie kumam tego gnębienia. Rozumiem całą sytuację – też dzisiaj nie przepadam za Wujkiem, ostatnio pod wywiadem w Czwórce, chociaż nic o nim nie powiedziałem, napisał: “chyba ty”. Chodziło o to, że powiedziałem tam, że byliśmy hiphopowymi lamusami. Odpisałem mu grzecznie, że nie wydaje mi się, żebym o nim wspominał. Ja tak naprawdę nigdy z nim nie miałem żadnego konfliktu. Byli na mojej pierwszej płycie z CNE. Zawsze ich lubiłem, bo to byli uśmiechnięci, kolorowi, weseli ludzie.  

Największą głupotę, jaką zrobił Wujek, to było jak Tede go zaczepiał jakiś czas temu, czy brał za to pieniądze, to że on zaprzeczył. Trzeba być naprawdę głupim, żeby zaprzeczyć takiej rzeczy (śmiech). Tym bardziej że żyjemy w czasach tak dużej inwigilacji, tak wielkiej możliwości pozyskiwania wszelkich informacji. Lepiej gdyby przyznał: “Kurwa no jestem za PiSem, uwielbiam TVP Info, brałem za to hajs”. Nie wiem dlaczego powiedział, że robił to z czystego serca za darmo. Sam sobie wykopał dzięki temu dołek, a Jacek jest taką osobą, która nie odpuści. 

Tylko zauważ, że on się nie mści na silniejszych ludziach od siebie, nie mści się na ludziach, którzy coś polskim rapie znaczą. To jest niesamowite, że on nie fiknie do kogoś kto ma więcej wyświetleń, bo boi się, że potem będzie hejtowany. Zazwyczaj robi to ludziom, gdzie wie, że nic mu nie są w stanie zrobić. W tym wszystkim Wujek jest biedny i tak czysto po ludzku mi go żal, że jest w takiej sytuacji. 

Równocześnie żal mi Jacka, który cały czas tak bardzo szuka atencji. Już pomijając wystąpienie pod telewizją, które szczerze mówiąc obejrzałem. Zawsze mi się podobało jego poczucie humoru i postrzeganie niektórych rzeczy – dobrze się przy tym bawiłem. Nie byłem zażenowany jak większość wyborców PiS. Dla mnie to było kabaretowe, fajne.

Jednak to jest tak, że jak on się na czymś skupi i zobaczy, że to pykło, to ciśnie po tym non stop. Po cholerę po raz setny mówić o tym Wujku? Powiedział raz, poznaliśmy jego zdanie, ma prawo tak myśleć i się z nim nie zgadzać, ale po co… Teraz jeszcze ten atak na wytwórnię Warner, która wydaje reedycję płyty WSZ/CNE, że to ostatni czas, by to wydać, bo zaraz będzie po jabłkach. Nie rozumiem takich zachowań – co go za przeproszeniem to kurwa interesuje, że oni robią reedycję tej płyty. Nie kumam tego – ani to nie są jego pieniądze, ani to nie jest jego wytwórnia, ani do cholery jasnej to nie są jego koledzy.

Nie rozumiem takiej przypadłości, żeby za wszelką cenę się nad kimś tak pastwić, bo ktoś ma inne poglądy. Nawet jeśli tak jak w przypadku Wujka komuś zdarzy się palnąć głupotę i zaprzeczyć faktom – trudno. Ale nie, trzeba zjebać go do końca –  kłamca, oszust, brał hajs (śmiech).

Też się nie zgadzam z poglądami, które reprezentuje Wujek, ale kurde po to żyjemy w wolnym i demokratycznym kraju, żeby te poglądy wyrażać. Jeżeli możemy to robić i prezentować je na arenie publicznej, to róbmy to. Jeśli nie będziemy mogli tego robić, to będziemy za przeproszeniem w głębokiej dupie. Pomimo, że z wieloma rzeczami nie jestem się w stanie zgodzić, bo mnie to boli, wylewny jestem – cytując klasyka, że ktoś może tak ślepo w coś wierzyć. Nie mówię tu tylko o jednej stronie. Trudno mi to pojąć, że ktoś logicznie myślący może tak ślepo iść za tłumem. 

Wujek powiedział w wywiadzie, gdzie stoi z Wąsikiem na sztandarze, że on jest człowiekiem dialogu i że może rozmawiać z innymi. Spoko i fajnie – trzeba rozmawiać, nawet się ze sobą nie zgadzając. Chyba to jest w tym najgorsze, że czasem poglądy są dla niektórych ważniejsze niż jakiekolwiek ludzkie wartości. 

Ja też pracuję przecież w Czwórce, która była przez osiem lat pod rządami PiS, tylko że na szczęście Czwórka zawsze była alternatywą. Nigdy nie miałem nic narzucone, nigdy nie musiałem chwalić prezesa lub wyznawać jakichkolwiek poglądów. Wydawca powiedział mi w ten sposób: “Numer masz audycję muzyczną. Nie mów o polityce, jeśli nie musisz”.

Taką mam zasadę – moim zdaniem bardzo ważną, bo chcę zajmować się właśnie muzyką, a nie mieszać w tym kotle z nienawiścią. Kiedyś mogłem powiedzieć, że buntuję się, że pierdolę to i że odchodzę z radia – miałem takie sugestie, jak się rozpadała Trójka. Sporo osób mi pisało, że powinienem się solidaryzować z tymi dziennikarzami. Stary, po pierwsze to ja nawet nigdy tych ludzi nie poznałem, pracujemy w odległych od siebie miejscach. A po drugie – nie mam się przeciwko czemu buntować. Nigdy nikt mi nic nie nakazał, nigdy nikt mi nic nie odebrał. Gdyby tak było, to przypuszczam, że tupnąłbym nogą i powiedział, że przepraszam, ale nie będę w tym uczestniczył, bo to nie jest dziennikarstwo. Ale nigdy tak nie było. 

Mogą o mnie mówić, że pracowałem w radiu PiS – każdy może wyrażać swoją opinię i ok. Ale bez pastwienia się nad kimś, szczególnie na kimś słabszym. 

Uważam, że może i  Wujek Samo Zło nie zaistniał jakoś super jako raper, może nie jest świetnym raperem, ale zawsze był spoko freestyle’owcem i zawsze był świetnym dziennikarzem muzycznym. Jeżeli chodzi o Vivę i jego programy z CNE – ja się tym jarałem, to też było moje życie. Zawsze propsowałem, że są tacy ludzie na naszej scenie, którzy są w takim miejscu. Mam wielki szacun zarówno do CNE, jak i do Wujasa za te stare czasy. Nigdy w życiu by mi nie przyszło do głowy, żeby publicznie ich wyśmiewać, nawet gdybym miał jakiś powód. 

Żeby zakończyć ten wywiad czymś bardziej pozytywnym – na koniec chciałbym Cię spytać o to, jakie płyty lub raperów mógłbyś polecić naszym czytelnikom? Co w 2023 roku zrobiło na Tobie największe wrażenie w polskim i zagranicznym rapie? 

To już koniec? (śmiech). Najgorsze pytanie w życiu zadałeś – najtrudniejsze, bo w Czwórce gram bardzo dużo rapu – zarówno nowego, jak i oldschoolowego. Staram się nie grać wyłącznie starych dziadów, ludzi w moim wieku, ale też otwierać się na te nowe rzeczy.

Z Ameryki podobał mi się na przykład ostatni Statik Selektah, który jest dla mnie taką podporą rapu, którego kocham. Polecam większość produkcji, która wyszła w zeszłym roku spod paluszków DJ’a Premiera – zawsze będę go propsował. Co jeszcze? Ostatnia płyta Nasa “Magic 3”, płyta AZ “Doe or Die 2”.

Nigdy nie czułem się pewny w polskim rapie, ale z moich gości to na pewno Bartek Koko. Super gościu, który robi taką muzykę, jaką uwielbiam. Zawsze proposuję Pryksona. Z młodych raperów, z którymi poniekąd współpracuję i z którymi mam coś wspólnego to Plako Wajber. Podobała mi się całkiem ostatnia epka Maty, bo wrócił do korzeni, a ten poprzedni album był dla mnie asłuchalny. Zawsze na wielkim propsie jest u mnie Białas, mega czuję jego pierdolnięcie i styl rapowania.

Jeżeli chcecie więcej wiedzieć, słuchajcie mojej audycji w Czwórce. Na początku lutego powinienem rozmawiać z Dziarmą. Też jestem tym zajarany – bardzo lubię kobiecy rap, a nigdy jeszcze jej nie miałem w audycji. Myślę, że jest mnóstwo ciekawych artystów, których jeszcze nie odkryłem, ale ciągle odkrywam. Najczęściej poprzez dramy w internecie. 

Czyli to jednak jest sposób na promocję?

Tak, bo czytasz o tym na portalach. 

Dzięki za wywiad! 

Polecam się, jak będziesz chciał kiedyś napisać książkę wywiad-rzeka.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Powiązane:
Najnowsze newsy:
Komentarze: